Każdy obawiał się jednego: plajty. Powód? Od 1 września weszły przepisy, które zabraniają handlu produktami zawierającymi cukier. A to właśnie na ich sprzedaży właściciele sklepików zarabiali najwięcej.
Jeden z nielicznych małych sklepików ostał się w Gimnazjum nr 7 przy ul. Mikołaja z Ryńska. - Jest ciężko. Widzę, że utarg spada - przyznaje Elżbieta Wasiewska, która prowadzi sklepik od 21 lat. - Mam orzeszki, pestki słonecznika, musli, ale one zostają na półkach. Uczniowie wciąż dopytują o batony.
Przeczytaj również: Nowe oblicze sklepików szkolnych. Uczniom brakuje drożdżówek [wideo]
Co zatem cieszy się powodzeniem? - Kanapki, surówki i sałatki owocowe oraz naturalne soki - wylicza pani Elżbieta. Jej zdaniem, nowe przepisy odnośnie asortymentu w szkolnych sklepikach są zbyt restrykcyjne. - Wafelki czy drożdżówki powinny być dopuszczone do sprzedaży - mówi.
Sklepiki splajtują, a dzieci i tak będą przynosiły do szkoły to, co lubią - mówi mama uczennicy.
Opinię tę podziela też pani Eliza, mama czwartoklasistki: - Absurdem dla mnie jest to, że w ofercie nie ma nawet białego pieczywa czy żelków. Efekt tych wszystkich zakazów jest taki, że sklepiki splajtują, a dzieci i tak z domów będą przynosiły to, co lubią.
Kontrolowaniem tego, czy na półkach sklepików znajdują się odpowiednie produkty, mają zająć się inspektorzy sanepidu. Zaplanowane są kontrole w dwóch szkołach. - Na razie mamy mnóstwo zapytań od przedsiębiorców o asortyment. Przychodzą do nas osobiście, dzwonią - zauważa Iwona Zarwalska z sanepidu. - Bardzo poważnie podeszli do nowych przepisów.
Czytaj e-wydanie »Lokalny portal przedsiębiorców