-Płacę kredyt hipoteczny we frankach i już teraz płacę wysokie raty. Aż boję się pomyśleć, że może być jeszcze drożej - denerwuje się Alicja Świtała z Bydgoszczy.
Czytaj też: Eksport nie ufa złotówce
Oni stracą
- Nie ma powodów do paniki - uspokaja Paweł Majtkowski, główny analityk w firmie Expander. - Wahania kursów są spowodowane kryzysem w Grecji i mają raczej przejściowy charakter. Myślę, że potrwa to około miesiąca, półtora. Wszystko zależy też oczywiście od tego, jak będzie rozwijała się sytuacja w innych krajach, które są w podobnej sytuacji: Hiszpanii, Portugalii, Irlandii.
Jednak w najbliższym czasie będziemy płacić wyższe raty kredytów w walutach obcych, więcej będą nas kosztować zagraniczne wycieczki i tankowanie na stacji paliw.
Cena euro kształtuje się na poziomie 4,2 zł, w zeszłym tygodniu podrożało o 30 groszy. Więcej trzeba płacić także za franka szwajcarskiego, którego kurs podskoczył o 10 procent z 2,73 zł do 3 złotych. Najwięcej zyskał dolar amerykański, który kosztuje 3,35 złotych, czyli o prawie 40 groszy więcej niż jeszcze na początku zeszłego tygodnia.
Nie tylko frank drenuje nasze portfele. Mocny dolar oznacza wyższe ceny za surowce energetyczne, w tym ropę i gaz. Dziś za litr benzyny E-95 trzeba zapłacić 4,60 zł. Nie trzeba być jasnowidzem, aby przewidzieć, że w krótkiej perspektywie litr benzyny może kosztować aż 5 zł i nie stanie się to dopiero w wakacje, jak jeszcze niedawno przewidywali eksperci.
Stracą importerzy, którzy sprowadzają towary zza granicy. Do poszkodowanych należą również osoby wybierające się w zagraniczne podróże. Muszą liczyć się z wyższymi kosztami prawie wszystkiego: od paliwa i biletów kolejowych czy lotniczych, przez zakwaterowanie w hotelach i jedzenie w restauracjach, aż do zakupów prezentów i pamiątek.
Oni zyskają
Drożejące waluty to natomiast dobra wiadomość dla firm, które eksportują swoje produkty i usługi za granicę.
Z osłabienia złotego zadowolone powinny być także osoby, które zarabiają za granicą.
