Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ślad po katastrofie alianckiego bombowca niedaleko Drawna

(wom)
Tadeusz Krawczyk przekazuje wskaźniki w ręce dyrektora Kalińskiego
Tadeusz Krawczyk przekazuje wskaźniki w ręce dyrektora Kalińskiego Fot. Tytus Żmijewski
- Niemiecki pracownik leśny skinął na mnie, żebym szybko podszedł... "Chcesz wskaźniki z tego alianckiego samolotu, który tam spadł?" - tak zapytał.

- Kupiłem je - opowiada Tadeusz Krawczyk. Wskaźniki, które przez dziesiątki lat były częścią jego życia, teraz przekazał Pomorskiemu Muzeum Wojskowemu w Bydgoszczy.

- Ten pracownik leśny brał udział w obstawianiu miejsca katastrofy samolotu bombowego, która zdarzyła się w Zielone Świątki 1942 roku - opowiada pan Tadeusz, dziś mieszkaniec Bydgoszczy. - Do miejsca upadku zwyczajni ludzie nie mogli w żaden sposób podejść.

Tadeusz Krawczyk miał wtedy 15 lat. 11 kwietnia 1942 roku wpadł podczas łapanki w swojej rodzinnej Łodzi. - Wypuszczono jedynie tych w wieku poniżej 14 i powyżej 60 lat. Resztę, w tym i mnie, załadowano do wagonów - opowiada. - Pociąg pojechał do Piły, potem do Choszczna. Trafiłem jako pomocnik do niemieckiej rodziny niedaleko Drawna. Tak zaczęło się 700 dni mojej służby.

Wtedy, tego majowego dnia, pan Tadeusz przewoził bańki z mlekiem. Doskonale pamięta, co się wtedy stało. - Dzień był naprawdę piękny, cumulusy na błękitnym niebie... - opowiada. - Nagle bardzo wysoko zobaczyłem dziesiątki małych, białych punkcików, które przesuwały się z północnego zachodu na południowy wschód.

Miejscowi Niemcy także nie wiedzieli, co to jest. A to była wielka formacja samolotów bombowych, która kierowała się na Poznań. Potem dowiedziałem się, że zbombardowano wówczas zakłady Cegielskiego...

- Po półtorej, może dwóch godzinach samoloty wracały - kontynuuje opowieść pan Tadeusz. - Leciały już niżej, wielkie czterosilnikowe olbrzymy... 40 kilometrów od tego miejsca było lotnisko w Mirosławcu, stamtąd przyleciały niemieckie myśliwce. Nie wiem, czy ten aliancki samolot został zestrzelony, czy miał awarię... Spadł, nastąpiła eksplozja, ale widziałem tylko kłęby czarnego dymu. Miejsce zostało otoczone przez Niemców. Dowiedziałem się potem, że z siedmioosobowej załogi przeżyło tylko dwóch lotników. Miejscowi opowiadali, że Niemcy prowadzili ich do pobliskiego obozu jenieckiego dla Anglików.

- Ten pracownik leśny zaczepił mnie zupełnie niespodziewanie - mówi Tadeusz Krawczyk. - Miałem być cicho, zapytał, czy nie chcę kupić czegoś z tego samolotu, który się rozbił. Pewnie, mówię, ale nie mam pieniędzy... Trzy dni później kupiłem dwa wskaźniki lotnicze. Kosztowały mnie dziesięć marek i paczkę francuskich papierosów. Schowałem je do siennika na poddaszu domu, w którym spałem. Były ze mną wszędzie, i w 1945 roku i później, gdy wstąpiłem do wojska w jednostce w Sieradzu, niedaleko mojej rodzinnej Łodzi. Dopiero niedawno, przy okazji robienia porządków w piwnicy, znalazłem obie rzeczy. Wyczyściłem. Te wskaźniki są dla mnie ważne.

Tadeusz Krawczyk przekazał oba wskaźniki - razem ze swoją opowieścią - Arkadiuszowi Kalińskiemu, dyrektorowi Pomorskiego Muzeum Wojskowego w Bydgoszczy.

- Ta historia jest bardzo wiarygodna, rzeczywiście, Alianci tego dnia dokonali nalotu na zakłady w Poznaniu - mówi dyrektor Kaliński. - Także trasa przelotu formacji bombowej jest bardzo wiarygodna, samoloty rzeczywiście pojawiały się w rejonie Drawna.

* Wskaźniki od pana Tadeusza Krawczyka niebawem będzie można oglądać w bydgoskim PMW.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska