https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Śliska ciuciubabka urzędowa

Maja Erdmann [email protected]
To był zwyczajny wypadek. Wiadomo. Zima. Śnieg pada, lód na chodnikach. I ludzie, niestety, wywracają się. Ortopedzi biją rekordy w składaniu połamanych kości. Tylko odpowiedzialnych za ludzkie nieszczęście brak.

Pani Danuta jest jedną z wielu nieszczęśników, którym zdarzyło się złamać sobie rękę na nie odśnieżonym chodniku. Było to w centrum Bydgoszczy, tuż koło gmachu Filharmonii Pomorskiej, prawie rok temu.

Czyja ta droga?

Kilka nieszczęść spotkało ją naraz. Po pierwsze: rękę złamała tak, że do dziś wymaga rehabilitacji, nie mówiąc o uporczywym bólu. Ręka jest krzywa w nadgarstku. Po drugie: pani Danuta upadła na chodniku, który nie wiadomo czyj jest. Po trzecie: do dziś nie dostała odszkodowania.
- Gdybym upadła kilka metrów dalej, blisko jakiegoś budynku, na "czyimś" chodniku nie byłoby problemu - mówi pani Danuta. - A tak, od roku przerzucam się pismami z filharmonią, urzędem miasta, ubezpieczalnią i innymi instytucjami. Jak detektyw tropię, kto jest właścicielem gruntu, na którym się przewróciłam.
Gdyby pani Danuta upadła blisko budynku, od razu byłoby wiadomo, kto płaci odszkodowanie - ten kto odpowiada za tę część drogi. A kobieta wybrała, na swoje nieszczęście, drogę na skos, przez trawnik. Co prawda, kilka lat temu miasto położyło tam płyty chodnikowe i wygląda to jak chodnik właśnie, ale nie zaznaczono tego na mapach geodezyjnych. Więc oficjalnie przejścia tam nie ma. Emerytka szła przez sam środek oblodzonej drogi, zdążyła spojrzeć na gmach filharmonii i upadła. Pomogła jej się pozbierać jakaś kobieta.

Nikt nie płaci

Wszystko miało być proste. Pani Danuta napisała pismo do PZU i do Filharmonii Pomorskiej. - Dowiedziałam się, że to właśnie jej pracownicy zazwyczaj odśnieżają ten pas drogi, więc sądziłam, że i ta instytucja jest odpowiedzialna za lód na nawierzchni.
- Oczywiście, chodnik znajduje się nieopodal naszej instytucji, ale nie jest naszą własnością - mówi Maciej Dzierżykraj - Lipowicz, radca prawny filharmonii. - Nie mogliśmy wypłacić pani Danucie odszkodowania.
Zaczęła więc tropić dalej. - Chodziłam od instytucji do instytucji, od urzędu do urzędu, od wydziału do wydziału - opowiada. - Mam chore stopy i każda wyprawa na rozmowę z urzędnikami kosztowała mnie dużo zdrowia i bólu. Dreptałam i dreptałam, słałam pisma i rozmawiałam z różnymi ważnymi ludźmi. I nic.

To tylko podejrzenia?

W końcu pani Danuta nabrała podejrzeń, że chodnik jest pod kontrolą Zarządu Dróg Miejskich i Komunikacji Publicznej w Bydgoszczy. Wysłała im pismo z żądaniem wypłaty odszkodowania. Wyuczyła się nawet stosownych przepisów i paragrafów z Kodeksu Cywilnego i odpowiednich ustaw. Niepotrzebnie.
Zarząd dróg przesłał całą dokumentację do PZU, a ten odmówił wypłaty odszkodowania. Stwierdził bowiem, że za działkę odpowiada... Wydział Gospodarki Komunalnej i Ochrony Środowiska Urzędu Miejskiego w Bydgoszczy. Pani Danuta, a było to już pół roku po wypadku, postanowiła walczyć o swoje odszkodowanie w bydgoskim urzędzie miejskim.
- I tu zaczęłam się czuć dziwnie, jakby mnie ktoś próbował zbyć, oszukać - mówi pani Danuta i czyta fragment urzędowego pisma, z którego wynika, że "likwidowanie śliskości i gołoledzi poprzez stosowanie piasku należy do właściciela nieruchomości przyległej", czyli zdaniem pana inspektora Janusza Bordewicza, to filharmonia powinna być odpowiedzialna za wypadek i od niej pani Danuta powinna żądać pieniędzy. Inspektor powołuje się przy tym na wiele stosownych uchwał rady miejskiej.
Co miała robić pani Danuta dalej? Ano uwierzyła w kompetencje inspektora i posłała pismo o odszkodowanie do filharmonii. Nagle filharmonia zmieniła front. Przyznała, że ma pracownika odpowiedzialnego za utrzymanie w czystości rzeczonego chodnika i był on utrzymywany w należytym stanie. I przesyła sprawę do rozpatrzenia... PZU.
PZU natomiast zawiesiło postępowanie o odszkodowaniu, bo... nie wie, kto naprawdę odpowiada za ten chodnik. - Pogubiłam się. Nie wiem już, kto jest właścicielem drogi, a kto odpowiedzialnym za mój wypadek - mówi pani Danuta. - Podejrzewam, że w urzędzie miasta też nie wiedzą.

Idź kobieto do sądu

- Pytałam wszędzie, gdzie się dało, kto jest odpowiedzialny za ten chodnik i kto zawinił - mówi emerytka. - Pytam miasta kto zarządza, odpowiadają, że filharmonia. Filharmonia, że nie ona. Miejscy urzędnicy nie potrafią wskazać kto, więc pisze mi prezydent, że mam sama wykazać kto zarządza. Przecież to jakiś obłęd!
Pod koniec stycznia tego roku przyszło ostatnie pismo z urzędu miasta do pani Danuty. Prezydent zapewnia w nim, że polecił rozeznanie sprawy Zespołowi Prawnemu Urzędu Miasta. Prawnicy stwierdzili, że działka jest własnością gminy Bydgoszcz, ale nie pozostaje w gestii Zarządu Dróg. Kto więc za ten chodnik odpowiada - prezydent nie wyjaśnia. Poucza jedynie, że pani Danuta może dochodzić odszkodowania przed sądem.
Kobieta prawie się popłakała, jak przeczytała takie pismo. - Czy prezydent zdaje sobie sprawę, ile mnie to może kosztować? Pieniędzy, nerwów, zdrowia? - pyta pani Danuta. - Jemu łatwo takie pisma słać. Chyba sobie zdaje sprawę, że nie mam szans na walkę z jego zespołem prawnym. Wie, że powinnam dać sobie spokój.
Rzecznik prasowy prezydenta Bydgoszczy, Beta Kokoszczyńska wyjaśnia: - Ten odcinek należy do gminy Bydgoszcz, ale nie był ubezpieczony. Nie jesteśmy w stanie ubezpieczyć każdego kawałka gruntu. Ta pani musi wnieść sprawę do sądu, by ten ustalił, kto zapłaci ubezpieczenie.
Nawiasem mówiąc, pani Danuta będzie musiała w sądzie udowodnić, że przeszło roku temu na chodniku był lód, znaleźć świadków, którzy potwierdzą i przygotować się na ciężką batalię o odszkodowanie.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska