Nie bez powodu mówi się, że etap maratoński na Rajdzie Dakar jest największym wyzwaniem. To dwa długie dni jazdy po ciężkim terenie, bez mechaników, którzy mogliby zadbać o sprzęt. Jeśli komuś udało się pokonać pierwszą część bez większych problemów, te potrafią pojawić się w drugim dniu. Na ósmym etapie tegorocznej rywalizacji, z Sakaki do Neom, przekonało się o tym wielu zawodników.
Dla Konrada Dąbrowskiego wyraźnie im trudniej, tym lepiej. Ten wyjątkowo dojrzale myślący 19-letni motocyklista najlepiej radzi sobie na najtrudniejszych etapach. W poniedziałek jechał jak natchniony, czego efektem było 32. miejsce w klasyfikacji oesu, co, jak dotąd, jest jego najlepszym wynikiem w dakarowym debiucie. Dzięki temu awansował o trzy pozycje w klasyfikacji rajdu – na 36. (utrzymał siódme miejsce w kategorii debiutantów).
- Ósmy etap Rajdu Dakar poszedł mi naprawdę bardzo dobrze i jestem z tego bardzo zadowolony, bo w zeszłym roku na ósmym etapie Africa Eco Race straciłem cztery godziny po usterce motocykla. Tutaj motocykl sprawował się świetnie i mimo że był to drugi dzień maratonu, wszystko działało super, ja dobrze nawigowałem i dojechałem do mety na naprawdę dobrym miejscu – mówił na mecie w Neom pełen energii Konrad Dąbrowski.
Szczęście natomiast nie dopisało na tym etapie Jackowi Bartoszkowi, który mimo różnych przeciwności uparcie walczył o metę swojego debiutanckiego Dakaru. Przez pierwszą część oesu spisywał się bardzo dobrze, również notując wyjątkowo dobre czasy.
- Odcinek generalnie był bardzo szybki, ale jednocześnie bardzo niebezpieczny. Jak zwykle z kamieniami, wystającymi głazami. Takie szybkie sekcje poprzedzielane były jakimiś pasmami wąskich wydm, więc po przejechaniu tych trudniejszych wydm długa prosta bardzo zachęcała do przyspieszenia. Gdzieś około kilometra dwusetnego, po przejechaniu przez wydmy zacząłem przyspieszać i potem pamiętam już tylko tyle, że ktoś mnie obudził, leżałem na ziemi, śmigłowiec już był, zabrał mnie do szpitala. Zostałem gruntownie przebadany, nie mam żadnych obrażeń – opowiadał Jacek Bartoszek.
W ten sposób prysnęły marzenia o dotarciu do mety rajdu w Dżuddzie. - Czuję się wściekły i szczęśliwy. Wściekły dlatego, że nie jadę dalej, dzisiaj miałem dobre tempo, fajny odcinek, więc tego mi szkoda, na to się złoszczę, że się sam wyeliminowałem. A szczęśliwy dlatego, że mimo upadku jestem cały, a to jest najważniejsze. Wszystko przede mną - tłumaczył i dodał: - Awaria motocykla, upadek, ukradziono mi rzeczy na promie, które płynęły, kaski, elementy wyposażenia, dość sporo. Tych przeciwności było sporo i jakoś sobie z nimi radziłem do tej pory, ale teraz definitywnie koniec. Do jutra do godziny 13 leżę w szpitalu, przyjedzie po mnie Filip i zdecydujemy, czy jadę dalej w konwoju, czy może pojadę do Jeddah do hotelu. A! mam przegryziony język i to najbardziej boli.
Natomiast przed Konradem Dąbrowskim dziewiąty etap, będący pętlą ze startem i metą w Neom. Zaplanowano tu kolejny długi oes, bo liczący 456 km, do tego 109 km dojazdówek. Zawodnicy będą się ścigać po terenach położonych nad brzegiem Morza Czerwonego, więc nie zabraknie piasku, ale organizatorzy ostrzegają, że różnorodność i zdradliwość terenu na tym odcinku stawiają go wśród najtrudniejszych etapów tegorocznego Rajdu Dakar.
JUŻ IDZIESZ? MOŻE CIĘ ZAINTERESUJE:
- Ta piękność to nie żona piłkarza, a... sędzia!
- Zwolniona z klubu piłkarka zarabia w serwisie dla dorosłych
- Była dziewczyna Szczęsnego spotyka się z kierowcą Formuły 1
- Polka łowi gigantyczne ryby! Piękna Monika i jej okazy [ZDJĘCIA]
- Były piłkarz ma powalająco piękną córkę [ZDJĘCIA]
- Żona Łukasza Skorupskiego została napadnięta. Bramkarz jest wściekły
Adam Małysz, Martyna Wojciechowska i gitarzysta Scorpionsów....
