W fosie było tłumnie, radośnie i ciekawie. Kusiły loteria fantowa i "zielona", stoisko z aniołkami i galeria obrazów. Oblegano kulinarne kąciki z wypiekami domowej roboty, grochówką od żołnierzy z Nieżychowic i kiełbaskami z grilla. Z Sośna przyjechał Jacek Grabowski, który nie tylko piekł na poczekaniu pyszne ciasta, ale także zaśpiewał.
Wszędzie widać było anielskie skrzydła, bo jak na Aniołowo przystało, nie mogło zabraknąć tego akcentu. A na scenie popisywali się mali i duzi.
Prezeska Towarzystwa Przyjaciół Hospicjum Hanna Rucińska przypomniała, że to stowarzyszenie pomaga nieuleczalnie chorym i ich rodzinom, nadal nie mając kontraktu z Narodowego Funduszu Zdrowia, stąd musi organizować publiczne zbiórki i apelować do wspaniałomyślności mieszkańców o drobne choćby datki, żeby prowadzić domowe hospicjum.
Aniołowo to ogromna praca całego zastępu wolontariuszy, którzy po raz kolejny udowodnili, że są i do tańca, i do różańca.
A doktor Małgorzata Kaczmarek, wiceprezeska TPH śmiała się, że wszystko tak doskonale wypaliło, z pogodą na czele, bo stowarzyszenie ma układy...Ale gdzieś wyżej...