W sobotę 29 sierpnia w Urzędzie Stanu Cywilnego w Lubiewie zaplanowano ślub cywilny. Miał odbyć się o 15.00. Młoda Para zastała jednak urząd zamknięty na cztery spusty. - Czekali pół godziny, potem poprosili sklepikarza o kontakt z panią, która udziela ślubów. Zjawiła się dopiero po godzinie, w dodatku obrażona - opowiada Czytelnik.
Łucja Koniarska, zastępczyni kierownika USC, przyznaje, że spóźniła się na uroczystość. - Byłam na urlopie, musiałam załatwić sprawę, a sytuacji na drogach nie da się przewidzieć - tłumaczy. - Szukałam kontaktu do młodych, żeby uprzedzić o spóźnieniu, ale nie miałam numeru.
Gdy para zadzwoniła, telefon odebrał mąż urzędniczki. - Przeprosiłam, młodzi przyjęli to ze zrozumieniem - dodaje Koniarska. - Spóźniłam się najwyżej pół godziny, a młodzi przed urząd po prostu przyszli dużo szybciej.
Sytuacja zaczęła być nerwowa. - To niedopuszczalne, żeby Para Młoda czekała na urzędnika - uważa Czytelnik.
Tego dnia w Lubiewie odbyła się tylko jedna uroczystość.
- Pani Łucja pełni obowiązki od lat, taki przypadek zdarzył się pierwszy raz, ale w życiu przecież różnie bywa - mówi wójt Michał Skałecki. - Młodzi na pewno zapamiętają to do końca życia.