Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śmiertelny haracz wyścigu zbrojeń i... niedbalstwa

Hanka Sowińska [email protected]
Skutki wybuchu trotylu - na zdjęciu powalone słupy rurociągów, wyrwane z fundamentami, zniszczony budynek 176
Skutki wybuchu trotylu - na zdjęciu powalone słupy rurociągów, wyrwane z fundamentami, zniszczony budynek 176 repr. Zbigniew Gruszka, Sabotaż lub awaria
To nie był sabotaż ani dywersja, tylko wielka katastrofa przemysłowa [materiał archiwalny].

24 października, o godz. 16.15 w Pomorskim Muzeum Wojskowym (ul. Czerkaska 2) odbędzie się promocja książki Zbigniewa Gruszki. Na spotkanie z autorem zaprasza Towarzystwo Przyjaciół Pomorskiego Muzeum Wojskowego w Bydgoszczy.

Huk. Potężny. W promieniu kilku kilometrów wylatywały szyby i futryny okienne. Ale prawdziwe piekło było w epicentrum wybuchu. Latające bloki betonu, które łamały żelbetowe słupy nośne budynków i "skoszony" las. I aż, albo tylko, piętnastu zabitych. Cud!

Noc z 18 na 19 listopada 1952 r. doskonale pamiętają najstarsi pracownicy ówczesnej fabryki chemicznej w Łęgnowie oraz tysiące bydgoszczan mieszkających w jej sąsiedztwie. Echo eksplozji doszło nawet do odległych dzielnic miasta.

Z dorosłych tamtej nocy spało chyba niewielu. Strach, brak informacji, propaganda zastraszania imperialistami i dywersantami z Zachodu zrobiły swoje. Ludzie wiedzieli, że był wybuch, że są ofiary - zabici i ranni. Nie znali szczegółów, o przyczynach i prawdziwych skutkach eksplozji mogli tylko spekulować. Nad tym, co stało się w chemicznej wytwórni, spuszczono zasłonę milczenia, a śledztwo utajniono. I choć od tamtej tragedii minęło ponad pół wieku, to nadal niewiele było wiadomo. Pytanie: awaria czy sabotaż? - pozostawało aktualne.

Zbigniew Gruszka, emerytowany pracownik zakładów chemicznych od dawna nosił się z zamiarem dokładnego wyjaśnienia i opisania tego, co stało się w listopadzie 1952 r. I zrobił to, korzystając z materiałów znajdujących się w bydgoskiej Delegaturze Instytutu Pamięci Narodowej.

W czytelni IPN spędził prawie 100 godzin, czytając akta prokuratorskie, sądowe i ubeckie, oglądając unikatowe zdjęcia zrobione na miejscu katastrofy. Plonem kwerendy i pracy nad dokumentami jest książka "Sabotaż lub awaria. Katastrofa przemysłowa w Łęgnowie w 1952", która właśnie się ukazała.

Znajdzie w niej Czytelnik m.in. informacje o fabryce, która w zasadzie nie powinna była powstać (w 1945 r. Niemcy uciekli z DAG-Fabrik Bromberg, pozostawiając zakład w doskonałym stanie; gdy do miasta weszli Sowieci, w krótkim czasie zdemontowali najcenniejsze urządzenia i elementy; szacuje się, że aby wywieźć dobytek byłego DAG-u potrzebowali prawie 1800 (!) wagonów kolejowych), o katastrofie i jej skutkach.

Unikatowe fotografie
Ogromnym walorem tej pracy są - dotąd nigdzie nie publikowane - materiały ikonograficzne, które znajdują się w zasobach IPN (w aktach procesowych i Urzędu Bezpieczeństwa). Autor zamieszcza również pełną listę nazwisk ofiar oraz osób, które odniosły ciężkie obrażenia lub doznały tylko niegroźnych kontuzji (a propos nazwisk - na tablicy, która znajduje się przed bramą Zakładów Chemicznych są błędy w imionach i nazwiskach, w jednym przypadku pomylono płeć).

Zbigniew dotarł również to byłych pracowników, w także osób, które tamtej, tragicznej nocy były w Wytwórni Chemicznej nr 9. W rozdziale z "Pamięci świadków" zamieszcza m.in. wspomnienie Tadeusza Wietka (w 1952 r. miał 20 lat, był kierownikiem zmiany w laboratorium). Podczas eksplozji trotylu został ranny w głowę, wraz z innymi poszkodowanymi trafił do szpitala na Bielawkach.

"Przytomność odzyskałem po trzech dniach. W szpitalu na sali było nas ośmiu. Tylko ja jeden byłem z laboratorium. W drzwiach stał żołnierz KBW (Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego - przyp. red.). Drzwi były uchylone, w razie rozmów wchodził na salę i kazał milczeć. (...) Do szpitala nikogo z rodzin nie wpuszczono".

UB śledziła pracowników wytwórni, a w mieszkaniach szefów fabryki robiła rewizję, w poszukiwaniu dolarów. Śledztwo bowiem zostało tak "zaprogramowane", by znaleźć dywersantów i sabotażystów. Tymczasem przyczyny eksplozji w wytwórni trotylu były - rzec można - prozaiczne.

Kiedy w 1951 r. rozpoczęto budowę "Obiektu 2000/II linii", przeznaczonego do wytwarzania trotylu wszystkiego brakowało: ludzi, materiałów, dobrego nadzoru...
"W rezultacie - pisze autor - prace inwestycyjne wykonano niedbale, z licznymi usterkami, których usunięcia nie dało się wyegzekwować". Słowem katastrofa była tylko kwestią czasu.

Za winnych eksplozji (w zakładzie pojawiły się różne komisje, w tym również z Ministerstwa Obronyw której byli Rosjanie) uznano sześć osób. Proces toczył się przed Wojskowymądem Rejonowym w Bydgoszczy. Zapadły wyroki skazujące.

od 12 lat
Wideo

Protest w obronie Parku Śląskiego i drzew w Chorzowie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska