- Tak naprawdę, to nic jeszcze nie spróbowałem z tego tortu. W środę wziąłem sobie z konta 100 zł na papierosy i tyle – opowiada Marek Łobacz siedząc na klatce schodowej schroniska dla bezdomnych Bractwa Miłosierdzia im. Brata Alberta przy ul. Dolnej Panny Marii w Lublinie.
Mam coś na oku
Jeśli wszystko ułoży się tak, jak sobie zaplanował, to może już za tydzień będzie mieszkał w nowym mieszkaniu na obrzeżach miasta. – Nie chcę żyć blisko schroniska, chciałbym zapomnieć o tym etapie mojego życia. Znalazłem ładne mieszkanie w Turce pod Lublinem, mam też coś na oku w Świdniku. Przyjrzę się kilku ofertom i podejmę decyzję.
Do momentu przeprowadzki będzie mieszkał w schronisku. To jego dom od ośmiu lat, odkąd z powodu alkoholu i wyroku, jaki przesiedział w więzieniu stracił dach nad głową.
MAREK ŁOBACZ OPOWIADA O SWOJEJ WYGRANEJ -WIDEO!
Wygrana
Wszystko zmieniło się w połowie lutego. Wtedy Łobacz odebrał telefon, w którym poinformowano go, że wygrał pół miliona zł w loterii SMS-owej.
– Jakaś pani powiedziała mi, że wygrałem główną nagrodę pół miliona zł. Nie wierzyłem na początku. Pomyślałem, że jeśli ktoś chce ode mnie numer konta, to może jakiś przekręt, w końcu tyle się słyszy o hakerach – mówi Marek Łobacz. – Po kilku minutach miałem drugi telefon i zdałem sobie sprawę, że może rzeczywiście to prawda. Nigdy w życiu nic nie wygrałem, kilka razy tylko jak obstawiałem wyniki meczów, jednak to jakieś małe pieniądze.
Jak udało mu się zdobyć takie pieniądze? – W listopadzie oglądałem jakiś film w telewizji i w przerwie reklamowali loterię "Pusty SMS”. Główną nagrodą miało tam być 7 samochodów, a SMS miał nic nie kosztować – wspomina pan Marek. – Wysłałem 7 SMS-ów. Potem, na drugi dzień dostałem wiadomość z prośbą o potwierdzenie udziału w konkursie. Pomyślałem, że może ktoś chce mnie naciągnąć, ale w sumie wysłałem 7 SMS-ów po 4.90 zł każdy.
To nie był żart
W ubiegły piątek Marek Łobacz pojechał do Warszawy na uroczyste wręczenie nagród. – Uwierzyłem jak dostałem czek, ale cały czas czekałem na potwierdzenie z banku. Dostałem je ostatniego dnia lutego – tłumaczy.
– Kiedy dowiedziałem się o tej sytuacji, byłem bardzo zaskoczony – przyznaje Wojciech Bylicki, prezes Towarzystwa Brata Alberta. – Znam Marka od 8 lat, od kiedy trafił do schroniska, a ja byłem jego dyrektorem. Muszę przyznać, że chociaż miał kilka potknięć alkoholowych, to zawsze potrafił się pozbierać, przyjąć krytykę i wziąć w garść.
Zdaniem prezesa Bylickiego, Marek Łobacz przez 8 lat bezdomności nie był bezczynny. – Zawsze nam pomagał, w kuchni w schronisku. Był zaangażowany w to, co się u nas działo. Dwa lata temu zrobił kurs na kucharza; w ten sposób sobie dorabiał. Dzięki temu umiał odłożyć sobie jakieś pieniądze.
Co dalej?
Opinię Bylickiego potwierdzają plany pana Marka. – Z tej reszty pieniędzy, która zostanie mi po zakupie mieszkania, chcę otworzyć jakąś budę gastronomiczną, z kiełbaskami, może flaczkami. Umiem to robić i znalazłem miejsce, na targu na Bronowicach. Tam nie ma takich punktów, a chodzi dużo ludzi – opowiada Marek Łobacz i zaraz dodaje, że chce też pomóc bractwu Św. Alberta. – Może kupię jakieś mięso z długoterminowym okresem przydatnosci, albo konserwy – zastanawia się.
Chociaż nie utrzymuje kontaktów ze swoimi dziećmi, to chce kupić coś swojemu chrześniakowi. – Nic ode mnie nigdy nie dostał, teraz mogę mu zrobić jakiś prezent.
Dlaczego dostał szansę?
Pan Marek uważa, że spotkał go cud. – Może Bóg wreszcie zlitował się nade mną i stwierdził: "niech ten Łobacz pożyje sobie na stare lata ” – mówi ze spokojem.
– Bardzo się cieszę z wygranej Marka. Znamy się od tak wielu lat, razem przeżyliśmy tyle trudnych sytuacji, mieszkaliśmy na działkach, w Warszawie... – opowiada jego kolega Leszek Chudzik.
Pieniądze to nie wszystko
Pan Marek nie chce mieszkać sam. – Mam kobietę. Mam nadzieję, że teraz będzie mogła się do mnie wprowadzić – snuje plany.
Towarzystwo drugiej osoby ma mu pomóc także w uniknięciu problemów z alkoholem. – Życzę mu wytrwałości, samodyscypliny i tego, by nie zachłysnął się pieniędzmi. On zresztą już wie, że mogą dać dużo szczęścia, jak i zniszczyć życie – zaznacza prezes Bylicki.
Zanim w spokoju zamieszka w wymarzonym domu, będzie musiał zmierzyć się z "wielkim światem”. W piątek rano wystąpi w programie "Pytanie na śniadanie”. – Skoro już zaprosili, to pojadę, ale nie uważam, by było mi to potrzebne. Chcę na stare lata godnie żyć – kończy największy szczęściarz pośród lubelskich bezdomnych.
