Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śniło mi się morze

Joanna Grzegorzewska
Lęk nasila odczuwanie bólu, a ból pogłębia lęk. Tak właśnie można rozpocząć tę opowieść. Opowieść, której bohaterem jest strach.

     Strach, który paraliżuje, nie pozwala spać, czasami jeść.
     Ale jest też strach, który mobilizuje.
     I każe żyć.
     Strach, który mieści się w krótkim słowie: rak.
     ----
     CZWARTEK . Parking przed Centrum Onkologii w Bydgoszczy (teraz prawie pusty, po paru godzinach - wypełniony po brzegi). Jest ósma. Ze skody wysiada dziewczyna. Młoda, na oko dwadzieścia kilka lat. Włosy nie za długie, nie za krótkie, ale ładne, zdrowe.
     Nie wiadomo, czy je utrzyma.
     Torba podróżna przewieszona przez ramię oznajmia, że wizyta będzie dłuższa. Dziewczynie towarzyszy matka. Zwraca się do niej - Ewa.
     - Nie bój się. To jeszcze nic nie znaczy.
     - Nie boję się, tylko nie lubię tych lekarskich wywiadów.
     - Ewuś, przecież wiesz, że lekarze muszą.
     - Wiem. Ale myślałam, że już tu nie wrócę...
     Matka nie odpowiada. Wchodzą do szpitala.
     PIĄTEK. Na ławce - starsza pani. Już w szlafroku. Kobieta obok niej - chyba córka - pyta: - Zjesz kanapkę?
     - Nie, dziękuję
     - Ale jeszcze dzisiaj nic nie jadłaś!
     - Ale, jakoś tak, nie mogę...
     Korytarzem przechodzi pacjentka, zatrzymuje się: - O? Pani wróciła? - pyta cicho starszą panią. - No, nie trzeba płakać, będzie dobrze...
     PONIEDZIAŁEK. Szpital, korytarz prowadzący na oddział ginekologiczny. Na środku, w wyczekującej pozie, dwaj mężczyźni. W rękach wypchane reklamówki. Mężowie, którzy parę minut wcześniej odprowadzili wzrokiem żony do sal. Milczą. W końcu, jeden z nich rzuca: - Idę. I kieruje się w stronę oddziału. Przy wejściu jednak się wycofuje. Chodzi po korytarzu niespokojnie.
     ----
     Strach. Niektórzy twierdzą, że może być dobry. Bo nie pozwala podejść zbyt blisko krawędzi urwiska lub zbyt wysoko wspiąć się na drzewo. Inni mówią, że strach należy zwalczać, odsuwać na bok. Bo paraliżuje. Bo kurczy żołądek, bo tak napina mięśnie, że mózg odbiera tylko jeden sygnał: ból. Jeszcze inni mówią, że strach powinno się objąć, przytulić, oswoić. Strach oswojony pozwoli nam przecież walczyć i odnieść zwycięstwo.
     Strach. Silna, przykra emocja pojawiająca się w sytuacjach realnego zagrożenia; wrodzoną reakcją organizmu jest odruch ucieczki - definiują fachowcy.
     Strach. Dla filozofów największy wróg wolności, bo wyzwalający syndrom niewolnika.
     Strach. Mężczyźni nie chcą o nim mówić, kobiety - tak.**
     
----
     
CZWARTEK. Oddział chorób piersi. Spacerujące po korytarzu kobiety mają przewieszone przez ramię płócienne woreczki. Woreczka nie można ściągnąć, zapomnieć. Trzeba z nim być dzień i noc. W szpitalnym łóżku, na korytarzu, w toalecie, podczas wizyty lekarskiej. Trzeba się z nim zaprzyjaźnić. I z buteleczką śpiącą w woreczku też. I z rurką wypełzającą spod opatrunku nałożonego w miejscu, w którym kiedyś była pierś.
     - Takie z nas elegantki, że nawet w szpitalu nie rozstajemy się z torebkami - _śmieją się. I jest to śmiech szczery.
     Kobiety z tego oddziału są przedziwnie pełne humoru.
     - _Bez dowcipkowania dostałybyśmy fioła
- mówią. - Śmiech nas rozluźnia, pozwala nie myśleć. To taka samoobrona przed... Każda z nas czegoś tu się boi.
     
----
     59-letnia Stefania Sudoł z Ustronia Morskiego, boi się, że prawa pierś - ta która została (a jest duża) - za trzy, pięć lat zacznie jej ciążyć tak, że kręgosłup nie wytrzyma. Że będzie miała nudności, wymioty po chemii, że... Najbardziej się boi, że po tygodniach leczenia lekarze stwierdzą: chemia nie była skuteczna.
     52-letnia Maria z małej wsi pod Grudziądzem boi się powrotu do domu. Bo mąż - co prawda - powiedział, że wziął ją na dobre i na złe, bez względu na to, czy ma jedną pierś czy dwie, ale kto wie, jak zareaguje, kiedy się położą obok siebie.
     - Nie myśl tak, masz dobrego męża, nie skrzywdzi cię - pociesza Stefania.
     - Wiem, ale... On mi sam tego nie powiedział. To ja go zapytałam, jak to z nami będzie.
     - Może uznał, że za wcześnie na takie rozmowy, może nie chciał cię denerwować.
     - On się bardziej denerwuje niż ja... To ja go pocieszam i mówię, że wszystko będzie dobrze. On, kochana, nic nie mówi. Tylko płacze. Tak płacze, że aż serce boli - Maria ma łzy w oczach, bo nigdy nie widziała płaczącego męża. Bo dopiero teraz... Ale też i on tak się nigdy nie bał.
     Maria boi się powrotu na stare śmieci. Do sąsiadów, znajomych i tych, którym nie mówi nawet dzień dobry. Boi się napastliwych spojrzeń, niezdrowej ciekawości, szukania wzrokiem pustego miejsca pod bluzką. I pytań w stylu: - To ona jeszcze żyje? Albo wymownego, litościwego milczenia. Albo szeptów: "to ta okaleczona", "ta bez cycków". - Nie chciałabym o tym z nikim rozmawiać.
     - Nie? A ja tak - wtrąca 40-letnia Marzena (amputacja prawej piersi). Też z małej miejscowości. - Wszystkim będę trąbić na lewo i na prawo. Niech baby wiedzą, że trzeba chodzić do lekarza. A spojrzenia mam gdzieś. Zresztą, ja mam tak mały biust, że "z" czy "bez" i tak nie widać - śmieje się. - A pamiętasz, co mówiła pani Ela? Ta, co kilka dni temu ją wypisali? No więc pani Ela opowiadała, że ma wścibskiego sąsiada. Takiego, co wodzi za tobą ciągle wzrokiem, non stop siedzi w oknie i obserwuje. Z rodzaju tych ciekawskich, co chcą wszystko wiedzieć, ale nie mają odwagi zapytać. I wiecie, co powiedziała teraz, przed wypisaniem? Że jak staruszek dalej będzie ją tak obserwował, powiesi na sznurku od bielizny perukę a obok dwa silikony, które nosi w staniku! I że wtedy na pewno się odczepi i będzie jej unikał! Kobiety śmieją się.
     Śmieje się Marzena, choć kilkanaście dni temu nie było jej do śmiechu. Kiedy usłyszała od lekarza, jakie są wyniki biopsji, wyjechała na trzy dni z domu. Do mamy. - I przez te trzy dni żyłam jak we śnie - powie dzisiaj.
     Pani Stefania powie, że płakała, Maria, że nie spała. Pierwszą noc, drugą, trzecią... A kiedy już zasnęła, śnił się jej cmentarz. Kolejnej nocy - pogrzeb. Później świeżo wykopane groby, krzyże, ksiądz, i znowu groby.
     
----
     Pani Stefania, pani Maria, Marzena - dowiedziały się o nowotworze przez przypadek. Bo akurat w mieście były bezpłatne badania mamogra-ficzne, bo koleżanki szły, bo przyjaciółka powiedziała, że trzeba. O tym, że są chore, dowiedziały się niedawno. Wcześniej...
     Pani Stefania nie miała czasu na badania profilaktyczne, bo pracowała, pani Maria nie myślała, że to konieczne, a Marzena była u ginekologa siedem lat temu.
     Żadna z nich nie wie, co będzie za dwa, trzy lata. Za pięć. Nie myślą o tym nawet. Nie chcą. Boją się.
     
----
     Przyszłości nie boi się za to 42-letnia Anna Janasińska (spotykamy się w jej domu, na bydgoskim osiedlu Okole). Od operacji - amputowana lewa pierś, usunięte węzły chłonne - minie niedługo dwa lata. I trochę mniej od ostatniej chemii.
     - I wie pani, co wtedy było dla mnie największym problemem? Nie to, że lekarze amputują mi pierś, bo za bardzo bałam się przerzutów, żeby nie chcieć się jej pozbyć. Nie to, że nie było wiadomo, jak długo potrwa leczenie, tylko... Najbardziej przeżywałam utratę włosów. Bo głowa bez włosów, łysa głowa, to... To była zbyt oczywista oznaka choroby. To tak, jakbym miała na czole wypisane drukowanymi literami dwa słowa: mam raka. _Brak piersi kamufluje się przecież specjalnym stanikiem, na to bluzka, marynarka - nic nie widać.__A łysą głowę? Peruką, zlepkiem sztucznych włosów, które od naturalnych można odróżnić na kilometr. - Tak przynajmniej mi się wtedy wydawało.
     Anna miała więc wrażenie, że ludzie w sklepie, w autobusie, że wszyscy na nią patrzą. Że śledzą każdy ruch, że wiedzą.
     
- Nie chciałam wychodzić z domu, spotykać się ze znajomymi. Po prostu - depresja. Pomógł mi mąż i znajomi, którzy traktowali mój nowotwór, nie jak coś wyjątkowego, coś o czym nie wypada mówić, pytać, tylko jak... jak przeziębienie. Dzwonili do mnie, pytali wprost czy boli, jak znoszę chemię, zapraszali na imieniny. Dzięki nim zaczęłam bywać wśród ludzi.
     A kiedy zaczęła bywać, okazało się, że nikt się na nią nie gapi, nie śledzi. Ani w autobusie, ani w sklepie. - _I podczas spotkań towarzyskich martwiłam się już tylko o jedno: żeby peruka nie spadła mi w tańcu
- pani Anna śmieje się. I pięknie z tym śmiechem wygląda. Cała zresztą jest jakaś taka zadbana, ładna. - Ta choroba ma pewne plusy - zaczynasz więcej myśleć o sobie, o swoich potrzebach, cieszysz się z każdego dnia, a każdą chwilę wyciskasz jak cytrynę - tłumaczy.
     Tak jest teraz. Wcześniej jednak był tylko strach. I pytania bez odpowiedzi: "dlaczego ja, co ja takiego zrobiłam?", "mam przecież dopiero 40 lat, przecież dbałam o siebie!". Ale badania nie leczą, nie zatrzymują choroby. Pokazują, że choroba jest. Ale zrobione w odpowiednim momencie pozwalają żyć. - Do operacji żyłam jak w filmie. Tak, jakby to wszystko nie mnie dotyczyło. Mąż chodził ze mną do lekarza, ustalał terminy. Prowadził mnie jak dziecko, za rękę. A mnie ciągle śniły się trumny, kondukty żałobne! Dzisiaj? Dzisiaj śniło mi się morze, żółty piasek.
     
----
     Oddział kliniczny ginekologii onkologicznej. Do sekretariatu wchodzi kobieta w średnim wieku. "No to jestem" - zdaje się mówić jej postawa. Nazwisko? Takie a takie... - Przecież pani miała przyjść do nas w piątek! Dzisiaj jest poniedziałek!
     - Ale ja myślałam..., ja... - _kobieta jest przerażona. Myślała zapewne, że trzy dni różnicy, to żadna różnica, że...
     A może bała się przyjść do szpitala? Może bała się rozstawać z rodziną, bo dzieci płakały, a mąż był taki jakiś osowiały?
     - _Proszę pani, tak nie można, przecież pani jest chora, poważnie chora
- słyszy kobieta.
     - Niestety, pacjentki bardzo często trafiają do nas już z zaawansowanym nowotworem - mówi profesor Marek Grabiec, ordynator oddziału. A Aleksandra Mazur, oddziałowa, dodaje: - Czasami tak rozległym, że nie może być mowy o operacji.
     - O ile raka jajnika trudniej zdiagnozować, to raka szyjki macicy... Wystarczy przecież cytologia! To proste badanie, robi je każdy ginekolog, wystarczy kontrola raz w roku... - _denerwuje się ordynator. - Im wcześniejsze rozpoznanie, tym większa szansa na powodzenie leczenia. Im szybsze leczenie, tym mniejszy strach. W przypadku każdego nowotworu.
     
- Strach po diagnozie jest duży. Pacjentki boją się wszystkiego: badania ginekologicznego, rozpoznania, przerzutów. Boją się środowiska, rodziny, odrzucenia - wylicza pani Aleksandra.__- _Zdarza się, że pacjentka mówi: to już koniec, leczenie nie ma sensu. I zaczyna się poddawać. I jest to najgorsze, co może się zdarzyć, bo rezultat leczenia w dużej mierze zależy od nastawienia pacjenta. Pytamy więc taką kobietę: ma pani dzieci, wnuki? Męża, siostrę, przyjaciółkę? Tak? To ma pani dla kogo żyć. Proszę myśleć o nich, o tym, jak oni pani potrzebują. To pomaga.
     
----
     
PIĄTEK. Pani Stefania jest w kiepskim humorze. Pani Maria jakoś tak częściej pociąga nosem. Przed chwilą oglądały bieliznę dla amazonek. I są rozczarowane. Bo staniki jakieś takie nieładne, bo jakieś takie zabudowane, bo latem będzie gorąco, bo... Puste jeszcze wczoraj łóżko zajęła nowa pacjentka. Jeszcze przed operacją, jeszcze z obiema piersiami. Płacze. - Bo ja już tu byłam, wyszłam w ubiegłym tygodniu i myślałam, myślałam...
     Pani Stefania: - Czekała pani w domu na wyniki badań? Tak? No to wiedziała pani, że wynik może być...
     Pacjentka: - No tak, no niby tak, ale... Mimo wszystko... Łudziłam się, że... Miałam nadzieję...
     
---- **
     - Są myśli, słowa nawet, które trzeba koniecznie głośno wypowiedzieć, aby nas straszyć przestały - ktoś powiedział. I prawdę rzekł. Chyba.

od 7 lat
Wideo

Wyniki II tury wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska