- Jaki czas wolny? - dziwią się Danuta Mądrzejewska, Grażyna Ostapiuk i Małgorzata Strończek, gospodynie z Brzozowa (pow. chełmiński), kiedy pytam o to, jak dawniej i jak dziś kobiety wypoczywają po pracy. - Czas wolny to była kiedyś drzemka. Cały dzień było coś do roboty. Kobieta musiała wstawać o czwartej, piątej rano. Doiła krowy, potem je wyprowadzała na pastwisko - wyjaśniają.
Dlaczego mężczyźni tego nie robili? - Oni nie byli urodzeni do dojenia krów - żartują. - Gdy trafiłam do szpitala musiałam kobietę sprowadzać do tej pracy - dodaje Grażyna Ostapiuk, która ma 17 - hektarowe gospodarstwo.
Z nostalgią o ciężkiej pracy
Dawniej kobiety pracowały w polu i w domu. Tak jest i dziś.
- Nadal idziemy na pole. Tyle, że rzadziej są to prace „fizyczne”. Są maszyny - ciągniki, traktory, kombajny. Teraz kobieta bardziej dba o dom, zagrodę - mówi Małgorzata Strończek. Ma 22 - hektarowe gospodarstwo, a do niedawna pracowała jeszcze w firmie telekomunikacyjnej.
Czytaj też: Pomoc Unijna. Jedni muszą przestrzegać zasad, a inni nie
Mężczyźni zaś wykonywali cięższe fizycznie prace. Te nieco lżejsze, jak noszenie wody ze studni do domu i do pojenia bydła, darcie pierza, obróbka ziemniaków, buraków należały do kobiet. Siadało się wspólnie przy kopcu, przebierało bulwy warzyw i rozmawiało.
Kiedyś bardzo liczyła się pomoc sąsiedzka. - Nie było pracy, którą wykonywał sam rolnik, wszyscy sobie pomagaliśmy - opowiadają panie. - We wsi była jedna maszyna do młócenia. Spotkało się dziesięciu gospodarzy i razem młócili u jednego z nich, potem u kolejnych. - Teraz żyje się bardziej dla siebie - mówi Danuta Mądrzejewska, która gospodaruje na 30 ha. - Dawniej wspólnie się pracowało i wspólnie spędzało czas.
- Z nostalgią wspominam tę ciężką pracę - dodaje Grażyna Ostapiuk.
Pranie dla relaksu
- Przed ślubem mama kupiła mi pralkę, żebym się nie męczyła tyle, co ona. Miała „Franię”. Nosiłyśmy wodę, wlewałyśmy do kilku wanienek - pierwsze płukanie, wlewało się wodę, drugie płukanie i znów wlewanie wody i tak dalej. A pościel musiała być prana, gotowana, krochmalona - wylicza Mądrzejewska. - A do tego prało się wtedy, gdy był wolny czas, czyli skończyła się praca w polu, bo to było najważniejsze.
Czytaj też: Dopłaty. Rolnicy rezygnują z unijnej pomocy, gdy brakuje im pieniędzy na wkład własny
Danuta Mądrzejewska rozmarza się: - Święta kojarzą mi się z zapachem pieczonego ciasta. Kiedy byłam mała to raz, dwa razy do roku się piekło. To było kosztowne i brakowało na to czasu. A najważniejsze było upieczenie chleba. Na cały tydzień. Jak w sobotę rano stanęła kobiecina, to wieczorem kończyła.
Wciąż pracują na kilka etatach
Małgosia Strończek podsumowuje: - Dziś na okrągło pieczemy ciasto.
W kuchni rządziły panie, a kasę trzymali panowie. Tak jest i dziś. - Jeśli kobieta sprzedała kurę albo jajka na targu, to miała pieniądze dla siebie - mówi Mądrzejewska. - A dawniej gospodynie hodowały po 150 kur. I sporo grosza mogło z takiego handlu wpaść do kieszeni. Dziś rzadko która ma drób, a jeśli już, to co najwyżej po kilkanaście sztuk.
Poza tym, jest więcej biurokracji - wymusza to Unia Europejska. - Głównie kobiety zajmują się tą działką - wyjaśnia Małgorzata Strończek. A Mądrzejewska dodaje: - To ja trzymam wszystkie teczki, mam ich całą szafę.
Wnioski najczęściej piszą wspólnie z mężami, a szczegółów dopilnowują kobiety. Dziś one nie tylko pracują w polu, na etacie czy w domu. To często też społecznice. Działają w Kole Gospodyń Wiejskich. Dziś cała wieś spotka się w świetlicy i będzie świętować ich dzień.