https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Sprzedali ich z... ulicą

Dariusz Knapik [email protected]
Jak widać gołym okiem, ul. Zamenhoffa istnieje nie tylko na geodezyjnych mapach. Urzędnicy postanowili ją jednak skasować.
Jak widać gołym okiem, ul. Zamenhoffa istnieje nie tylko na geodezyjnych mapach. Urzędnicy postanowili ją jednak skasować. Fot. autor
Włocławski syndyk sprzedał pewnemu biznesmenowi działkę razem z ulicą. A ten pobiera sobie teraz myto.

Ulica Zamenhoffa jak duch pojawia się we Włoclawku i... znika. Jeszcze na początku lat siedemdziesiątych były tu peryferie miasta. Pewnego dnia do właścicieli okolicznych gruntów zapukali urzędnicy. Za grosze wykupiono przymusowo część ich ziemi. Wkrótce powstała tam kolejowa bocznica do fabryki "Drumet" oraz ogromna hurtownia "Argedu". I wtedy okazało się, że inwestycje zamknęły właścicielom dojazd do ich nieruchomości.

Władza wymyśliła więc salomonowe rozwiązanie. Właściciele podarowali jej część ziemi, miasto zaś zafundowało im ulicę: z betonową jezdnią, krawężnikami, kanalizacją deszczową i ściekową, a nawet przystankiem autobusowym. I tak na geodezyjnych mapach Włocławka pojawiła się ulica Zamenhoffa. Od początku zawisło nad nią jednak istne fatum.

Podpis wojewody
Dla przypieczętowania narodzin nowej ulicy potrzebna była jedynie zmiana planu zagospodarowania przestrzennego. W połowie lat siedemdziesiątych przygotowano projekt uchwały miejskiej rady. Ale z trudnych już dziś do ustalenia powodów, nigdy nie trafił on na sesję. Ta prawna prowizorka ciągnęła się długie lata i pomału wszyscy się do niej przyzwyczaili. Co jakiś czas miasto remontowało jezdnię, a w dokumentach wystawianych przez wszelkie urzędy czy miejscowy sąd, widniała czarno na białym nazwa ulicy Zamenhoffa.

Mało kto wiedział, że gdy właściciele oddawali swoje grunty na przyszłą ulicę, władza beztrosko przekazała je... hurtowni "Argedu", a potem Wojewódzkiemu Przedsiębiorstwu Handlu Wewnętrznego, które przejęło tę firmę. Ówczesnym urzędnikom wcale to jednak nie przeszkadzało, przecież wszystko i tak stanowiło własność państwa.

Nastał rok 1989. Zmiana ustroju przyniosła decyzję o likwidacji WPHW. Wkrótce jego zarządca wystąpił do włocławskiego wojewody o nieodpłatne przekazanie hurtowni użytkowanych gruntów skarbu państwa. Urzędnikom nie chciało się przeglądać dokumentów, bo w przygotowanej przez nich decyzji przekazali WPHW grunty razem z ulicą.

Wkrótce przedsiębiorstwo znalazło się w stanie upadłości. Syndyk Jacek Kopczyński szybko znalazł kupca na hurtownię. Decyzję musiał zaopiniować ówczesny Urząd Rejonowy we Włocławku. Szybko wykryto, że syndyk chce razem z hurtownią sprzedać także całą ulicę.

Syndyk szuka kupca
Zalarmowano włocławski ratusz. W piśmie, które w maju 1995 roku Urząd Rejonowy skierował do zarządu miasta, stwierdzono, że w świetle prawa wspomniana działka jest ulicą. Wnioskowano o komunalizację tych gruntów, co pociągało za sobą jedynie symboliczne koszty.

Z trudnych do zrozumienia powodów prezydent Ryszard Chodynicki machnął ręką na tę propozycję. Jego zastępca Andrzej Krzyszczuk odpisał urzędowi, że działka nie stanowi ulicy, bo... nie ma jej w planie zagospodarowania przestrzennego. Gdyby jednak sięgnął do miejskich archiwów, znalazłby ją bez trudu na wszystkich geodezyjnych mapach czy dziesiątkach innych dokumentów. Koronnym dowodem była jednak sama, istniejąca od wielu lat ulica. Z tajemniczych powodów ratusz zignorował jakoś ten fakt.

Dzięki temu wiosną 1997 roku syndyk bez żadnego problemu mógł sprzedać hurtownię firmie "Janex", która wcześniej dzierżawiła od niego tę nieruchomość. Głównym jej udziałowcem jest włocławski biznesmen Janusz Ozdoba. Transakcja odbyła się bez przetargu. Biegły wycenił nieruchomość na 370 tys. zł, ale sprzedano ją za 300 tysięcy. Syndyk Kopczyński tłumaczył to brakiem chętnych. W ten sposób firma Ozdoby stała się właścicielem hali o powierzchni 4 tys. metrów kwadratowych i 7 innych obiektów oraz 5 hektarów gruntu i... ulicy.

Jerzy Rażewski, przewodniczący wydziału gospodarczego Sądu Rejonowego we Włocławku, który nadzoruje syndyków, odkurzył archiwalne dokumenty z upadłości WPHW. Obecnie trudno jednak mu ustalić, jakim cudem udało się syndykowi w majestacie prawa sprzedać ulicę. Po 2000 roku sąd podziękował mu za współpracę i dziś nie ma z nim żadnego kontaku.

Teraz płaćcie mi myto
Już w parę miesięcy po sprzedaży hurtowni, Jakub Zalewski, właściciel dwóch działek przy ul. Zamenhoffa otrzymał z "Janexu" pierwsze ultimatum. Zażądano, by za prawo korzystania z ulicy płacił co miesiąc 1,5 tys. zł. Zalewski ma firmę handlową, na ul. Zamenhoffa codziennie muszą dojechać pracownicy, samochody dostawcze i klienci. Gdy "Janex" zagroził mu zamknięciem drogi, wystąpił do sądu o tzw. drogę konieczną. Firma chciała za to ponad 2 tys. zł. miesięcznie. Wyrok zapadł dopiero w 2005 roku. Sąd zredukował opłatę do 220 zł.

Wśród poszkodowanych jest też Jerzy Walczak. W 1997 roku postanowił on wznieść na swej działce ciąg garaży. Ratusz odmówił jednak zezwolenia, ze względu na sprzeciw "Janexu", który nie wyraził zgody by dojazd odbywał się należącą do niego ulicą. Dziś Walczak toczy proces z Januszem Ozdobą o prawo do korzystania z przejazdu. Z kolei właściciel innej działki próbował doprowadzić do niej telefon. Gdy zaczęto wykopy pod kable, "Janex" wstrzymał prace i człowiek został bez telefonu.

Duch wiecznie żywy
Janusz Ozdoba twierdzi dziś, że kupując hurtownię wraz z ulicą nie miał o tym bladego pojęcia. Ale potem, ponieważ nawierzchnia była w złym stanie, musiał pokryć ją asfaltem. Nie żąda więc żadnego myta, ale po prostu partycypacji w kosztach utrzymania drogi.

Za prezydenta Chodynickiego miasto bez przetargu sprzedało Ozdobie dwie działki leżące na ul. Zamenhoffa. W ten sposób właściciel znajdujących się na ich tyłach gruntów nie mógł dojechać na swoją ziemię. Na szczęście wyemigrował wcześniej do Anglii i bez targów sprzedał Ozdobie swoje grunty.

Po wyborach w 1998 roku Chodynicki i jego ekipa musieli opuścić ratusz. Nowy wiceprezydent Jerzy Śliwka, który odpowiadał za geodezję, przypomina sobie interwencje mieszkańców, którzy domagali się prawa swobodnego dojazdu do swoich gruntów przy ul. Zamenhoffa. Nie kryje, że poprzednie władze miasta wykazały zadziwiającą niefrasobliwość.

Dysponujemy decyzjami ratusza, mapami geodezyjnymi i innymi dokumentami, na których oficjalnie figuruje nazwa ul. Zamenhoffa. Jeszcze w 1998 roku tenże ratusz na wniosek Netii wydał decyzję dotyczącą rozbudowy sieci telekomunikacyjnej, m.in. na ul.Zamenhoffa. Ta sama nazwa figuruje w księgach wieczystych przy działce nr 68, na której leży nieszczęsna ulica.

Do dziś kolejni prezydenci Włocławka nie zrobili jednak nic, by załatwić tę skandaliczną sprawę. Zalewski płaci co miesiąc 220 złotych i nie ma już ochoty, by walczyć z wiatrakami. Inni sprzedali sąsiadujące z ulicą grunty lub byli w tej szczęśliwej sytuacji, że mogli sobie znaleźć nowe drogi dojazdu. O swe prawa bije się tylko Walczak, ale głos jednego człowieka brzmi zbyt cicho.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska