W budynku jest osiem mieszkań, ale tylko w czterech mieszkają ludzie. - Reszta to pustostany - mówi Władysław Król, który żyje tu od 60 lat. - Choć nikt specjalnie nie dbał o dom, o odśnieżanie i remonty, to jakoś się żyło. Razem, na przykład, wymieniliśmy instalację gazową i nikt do siebie pretensji nie miał.
Odcięli za długi
Wszystko zmieniło się półtora roku temu, kiedy bydgoskie wodociągi odcięły dopływ wody do budynku. Okazało się, że właściciel nie opłacał rachunków. Zadłużenie sięgnęło kilkudziesięciu tysięcy złotych.
- Byliśmy skłonni do rozmów, ale nie spotkaliśmy się z zainteresowaniem. Właściciel nie chciał nawet podpisać nowej umowy - wyjaśnia "Pomorskiej" Magda Marszałek, z biura prasowego Miejskich Wodociągów i Kanalizacji w Bydgoszczy.
Mieszkańcy mają pretensję do właściciela. O to, że nic nie zrobił i pozostawił ich samym sobie. Załatwili w wodociągach beczkowóz, który dowoził im wodę. Niestety, kilka dni temu, z powodu wysokich kosztów, wodociągi zaprzestały tego. Teraz mieszkańcy sami muszą donosić wodę w baniakach z ulicznego hydrantu.
Dom się sypie
Wszyscy mają mieszkania z przydziału. Zwracali się z prośbą o pomoc zarówno do sanepidu, jak i ratusza. Bez skutku. Dom zaczął popadać w ruinę. Do klatki schodowej może wejść każdy. Gdy zapada zmrok - na schodach jest ciemno, nie ma światła. Pojawiły się za to szczury.
- Co teraz mamy zrobić? - pyta Alfred Szulc, lokator z drugiego piętra. - Jestem ciężko chory. Nie mam płuca, a moja żona choruje na Alzheimera. W nocy boję się z mieszkania wychodzić, bo na klatce ciemno i pełno żuli.
- Niech pan zobaczy nasze wychodki - wtrąca Bożena Król, otwierając drzwi do klozetu umieszczonego na półpiętrze. - Korzystaliśmy z niego wspólnie z rodziną właściciela. To oni doprowadzili go do takiego stanu. Teraz musimy po sąsiadach chodzić i prosić o dostęp do ich klozetu - ostatniego, który jeszcze nadaje się do użytku.
Trzeba się dogadać
Okazuje się, że nawet w przypadku mieszkań z przydziału miasta, takich, w których mieszkają bydgoszczanie z ul. Bocianowo 34, za doprowadzenie mediów do mieszkań odpowiedzialny jest właściciel. - Mieszkańcy powinni się z nim dogadać - uważa Krzysztof Nurkiewicz z biura zarządu Administracji Domów Miejskich w Bydgoszczy.
Na ostatnim piętrze budynku mieszka żona właściciela z synami. Znienawidzona przez wszystkich, twierdzi, że nie może nic zrobić.
- Mąż też jest chory. Od trzech miesięcy leży w szpitalu. Nie mam upoważnień i dopóki sąd nie wyjaśni tej sprawy, mam związane ręce. Poza tym lokatorzy przestali płacić czynsz - mówi Krystyna Gorzaniak. Winą za całą sytuację obarcza lokatorów. Ci odpowiadają, że problemy pojawiły się już wcześniej i wtedy trzeba było się nimi zająć.
Złość narasta
Od kilku miesięcy konflikt zaostrza się. Na klatce schodowej dochodzi do przepychanek. Wyzwiska są na porządku dziennym. Często interweniuje policja i straż miejska. Lokatorzy uważają, że pomóc może już tylko prezydent miasta. - Pierwszego marca wysłaliśmy do pana Dombrowicza pismo z prośbą o pomoc - mówi Alfred Szulc. - Czekamy na odpowiedź.
