Po pożarze składowiska pojawiły się informacje o tym co znajdowało się w pogorzelisku. W lokalnych mediach podawano informacje o płodach, ludzkich szczątkach - kończynach, a nawet...krtani ze śladami choroby nowotworowej.
- Dla wielu osób to, co jest napisane jest prawdą i ludzie powtarzają takie rzeczy - mówi Teresa Kujawa, przewodnicząca rady miejskiej. Dlatego poprosiła komendanta powiatowego PSP w Mogilnie, Radosława Gałczyńskiego o wyjaśnienie sprawy.
Mieszkańcy plotkują i wierzą w to co napisane
- Czy zauważyliście w czasie akcji, że znajdują się tam takie rzeczy - szczątki ludzkie. Proszę, żeby pan wyprostował to, żeby ludzie nie plotkowali - mówiła przewodnicząca na środowej sesji rady miejskiej.
Komendant Radosław Gałczyński przyznaje, że kiedy wczytał się w informacje prasowe był zszokowany i zdziwiony, podanymi informacjami.
- Pojawiły takie szczegóły, jakoby strażacy odnajdywali szczątki ludzkie, fragmenty krtani ze śladami chorób nowotworowych. Podejrzewam, że patomorfolog z długoletnim stażem miałby kłopoty rozróżnić, czy były tam choroby, czy były fragmenty części ludzkich.
Strażacy PSP nie rozmawiali z mediami
Komendant przyznaje, że na jego prośbę pracownicy sporządzili notatki na temat pożaru i kontaktu z mediami.
- Nikt z zawodowych strażaków, powtarzam zawodowych, takich informacji nie przekazywał. Może były rozmowy między strażakami-ochotnikami, choć także jestem daleki od tego - mówi Radosław Gałczyński. - Do mnie doszła informacja, że ktoś zauważył, w pozostałościach pożarowych ciała płazów - jaszczurek, żab - w butelkach w formalnie. Były to prawdopodobnie odpady z laboratorium biologicznego.
Komendant dodaje, że o szczątkach ludzkich, płodach nic mu nie wiadomo. Podkreśla, że w miejscu pożaru była ogromna ilość materiałów, przepalonych, zmieszanych ze środkami gaśniczymi, ziemią.
- Ciężko byłoby określać co to za materiał - mówi Radosław Gałczyński.
Dodajmy, że faktem pozostaje, że nikt do końca nie wie co zgromadzono na terenie bazy SKR we Wszedniu. Tylko część pojemników była oznakowana i ewidencjonowana. Część beczek nie miała oznakowania. Podczas pożaru beczki się rozszczelniały, ich zawartość wypływała razem z materiałem gaśniczym.
Teraz czas na sprzątanie tego co zostało
Spaliła się część odpadów, mowa o jednej trzeciej tego co zgromadzono. Obecnie trwają przygotowania do usunięcia składowiska i utylizacji zebranych tam odpadów. Wiadomo, że właścicieli firmy nie udaje się skutecznie podciągnąć do odpowiedzialności. Dlatego to starostwo mogileńskie będzie musiało zorganizować i pokryć koszty utylizacji.A mowa jest o kosztach sięgających 10 milionów złotych.
Zobacz koniecznie: Uważaj! Skuteczna egzekucja komornicza może pozostawić cię z niczym