Cierpliwość się skończyła
Mieszkańcy bloków mówią, że ich cierpliwość się kończy i mają dość zwodzenia przez władze Spółdzielni Mieszkaniowej w Mogilnie.
Jak mówią już w 2001 roku do spółdzielni wpłynęły pierwsze wnioski o przeniesie własności gruntów.
- Tłumaczono nam, że nie można nam przekazać gruntów, bo spółdzielnia nie jest ich właścicielem, tylko ma je w wieczystej dzierżawie. Choć po latach okazało się, że wcale tak nie jest i mogliśmy stać się właścicielami ziemi - mówią spółdzielcy. - Prezes spółdzielni tłumaczył nam, że z powodu opieszałości burmistrza nie można działek wykupić.
W końcu w 2007 roku rada miejska przyjęła uchwałę o przekształceniu prawa do wieczystej dzierżawy gruntów pod osiedlem. Spółdzielnia mieszkaniowa mogła zatem stać się właścicielem terenu z 95 procentową bonifikatą, czyli za nieco ponad 8,5 tysiąca złotych.
- Burmistrz na spotkaniu ze spółdzielcami postawił sprawę jasno: poprosi radnych o bonifikatę, pod warunkiem, że działki jak najszybciej trafią do mieszkańców i na to chętnie przystała spółdzielnia - mówią nam strzelnianie.
Bonifikata z myślą o mieszkańcach miasta
Rzeczywiście w uzasadnieniu uchwały czytamy, że intencją spółdzielni mieszkaniowej jest, aby mieszkańcy mogli uzyskać pełne prawo własności swoich lokali (czyli oprócz mieszkania udział w gruncie).
- Po przyjęciu tej uchwały nasze działania się nasiliły. A prezes spółdzielni nagle się odwrócił i już nie jest taki chętny, abyśmy stali się właścicielami gruntów.
Spółdzielcy utworzyli grupę, która miała prowadzić rozmowy z zarządem i opracować plan podziału osiedla na działki, które miały stać się własnością mieszkańców poszczególnych bloków.
Odejdą ze spółdzielni?
- My chcemy, aby każdy blok dostał teren, gdzie byłoby miejsce na śmietniki, na plac zabaw. A spółdzielnia chce nam przekazać ziemię "po obrysie" (tylko teren na którym stoi blok - przyp. red). Nasze żądania są lekceważone, nie mamy odpowiedzi na pisma. Choć wcześniej prezes mówił: wy zróbcie projekt, a ja go wykonam - mówią spółdzielcy i dodają, że wiedzą dlaczego władze SM nie chcą iść im na rękę.
- Szukamy oszczędności, bo spółdzielnia tylko generuje coraz większe koszty. Zatem w przyszłości moglibyśmy utworzyć wspólnotę i odłączyć się od spółdzielni. Oczywiście moglibyśmy powierzyć zarządzanie naszymi domami spółdzielni, ale bylibyśmy niezależni.
- Nie zamierzamy ustąpić - mówią mieszkańcy bloków i na dowód pokazują pismo jakie kilka miesięcy temu skierowali do prokuratury. Wymiar sprawiedliwości nie dopatrzył się przestępstwa w działaniu spółdzielni. Lokatorzy się jednak nie poddają: - Wierzymy, że spółdzielnia to my, chcemy współpracować z przedstawicielami lokatorów z Mogilna i kiedyś uzyskamy swoje prawa. Zarząd spółdzielni jest opłacany przez nas, a nie wykonuje tego co wynika z jego obowiązków - mówią spółdzielcy.
Prezes spółdzielni mieszkaniowej nie mógł ustosunkować się do zarzutów lokatorów. Przebywa na urlopie. Zatem wkrótce powrócimy do sprawy.