"Widziałem, jak od rannego mężczyzny wstaje motocyklista. Była z nim kobieta. Wsiedli na motor i odjechali z piskiem opon. To oni pomogli poszkodowanemu do przyjazdu pogotowia" - to wiadomość, którą przesłał nam jeden ze świadków sobotniego wypadku na drodze wylotowej z Bydgoszczy w kierunku Janowa.
Okazało się, że tą bohaterską postawą wykazał się Maciej Zagłoba-Zygler (syn bydgoskiego radnego Lecha Zagłoby-Zyglera). W sobotę, około godz. 14, kiedy doszło do wypadku wracał do Bydgoszczy razem z Martą Sikorą (córką kanclerza Wyższej Szkoły Gospodarki). Nie chce rozgłosu. Jak sam podkreśla, właśnie dlatego odjechał z miejsca wypadku, gdy przybyła tam karetka.
Przeczytaj też: Lech Zagłoba-Zygler: Bydgoszcz nie dla turystów. Maciej Grześkowiak: Wyciągniemy konsekwencje
- Jechaliśmy tuż za samochodem osobowym, który chwilę później zderzył się z innym autem. Tamten pojazd wymusił przed nim pierwszeństwo - wspomina Maciej.
- Zatrzymaliśmy się, żeby sprawdzić, czy ranny kierowca potrzebuje pomocy, czy trzeba go reanimować - opowiada Zagłoba-Zygler. - Ten mężczyzna był w szoku, ale na szczęście nie stracił przytomności. Nawet nie zorientowałem się kto i kiedy wezwał pogotowie. Gdy odjechali na miejsce, odjechaliśmy, bo nie byliśmy już potrzebni. Najbardziej szokujące było jednak to, że żaden z kierowców, którzy mijali miejsca zderzenia i widzieli dwa pojazdy i rannych, nie zatrzymał się, aby pomóc.
Więcej na ten temat w czwartkowym wydaniu papierowym Gazety Pomorskiej.
Czytaj e-wydanie »