Sąd Apelacyjny w Poznaniu utrzymał w mocy wyrok w sprawie przyznania ofierze księdza pedofila miliona złotych zadośćuczynienia i dożywotniej pensji w wysokości 800 zł. Decyzję tę w wulgarny sposób skomentował prawicowy publicysta Stanisław Michalkiewicz. Kobietę, która jako nastolatka była więziona i gwałcona przez Romana B., byłego już duchownego, porównał do prostytutki. Pomimo akcji pod hasłem "Przeproś Kasię", którą zorganizowały środowiska feministyczne, prawicowy publicysta nie zdecydował się okazać skruchy za swoje słowa. Wyznał nawet, że "nie ma na to ochoty".
Ale, jak czytamy w Onecie, do sprawy postanowił odnieść się syn Michalkiewicza. Jego list do ofiary Romana B. opublikowała poznańska "Gazeta Wyborcza". "Chciałbym przekazać, że odcinam się całkowicie od słów, które na Pani temat padły z ust Stanisława Michalkiewicza - mojego ojca. Zapewne wysłuchanie ich było dla Pani bardzo bolesne - i nie dziwię się: do krzywdy sprzed lat dodana została kolejna" - pisze Mateusz Michalkiewicz.
"Umniejszanie - czy wręcz negowanie - krzywdy, jakiej Pani doznała, przemocy psychicznej, fizycznej i seksualnej, których doświadczyła Pani jako dwunastoletnie dziecko, dziewczynka uczęszczającą do szóstej klasy szkoły podstawowej – urąga elementarnym zasadom sprawiedliwości" - dodaje. Mateusz Michalkiewicz zaznacza, że może tylko sobie wyobrażać, jak ciężkie jest życie ofiary molestowania.
"Mam jednak nadzieję, że odnajdzie Pani w nim także sens, radość i szczęście" - pisze syn prawicowego publicysty, który na koniec swojego listu wyraża podziw wobec odwagi, jaką wykazała się skrzywdzona kobieta. "Dzięki Pani odwadze przełamywane są niezrozumienie i pogarda dla ofiar seksualnej przemocy. Myślę że Pani przykład przywraca im nadzieję na sprawiedliwość".
Źródło: Onet