Niewiele osób przyznaje się sąsiadom, że przebywają na kwarantannie. A już absolutnie nikt nie piśnie słówka, gdy okaże się, że jest „dodatni”. Hejt, jaki spada na medyków, pielęgniarki czy ratowników medycznych, to tylko fragment większego zjawiska, które dotyka wszystkich przebywających w odosobnieniu z powodu wirusa – zarówno tych rzeczywiście zakażonych, jak i absolutnie zdrowych.
- Zakażonych266 937+ 1 285
- Zmarło6 497+ 0
10. miejsce pod względem liczby nowych zakażeń.
- Zakażonych:+33 480(4 886 154)
- Zmarło:+33(105 194)
- Szczepienia:+19 509(51 564 403)
Nie bez powodu bydgoska spółka zajmująca się odbiorem odpadów od osób z kwarantanny robi to późnym wieczorem i nocą, po telefonicznym umówieniu się. Chodzi nie tylko o to, by zostawione na zewnątrz „pokwarantannowe” śmieci jak najkrócej leżały na widoku, ale również o to, by nie stygmatyzować tych, którzy znaleźli się w izolacji. Bo „życzliwych” nie brakuje.
- Dwa dni po tym, jak okazało się, że jesteśmy na kwarantannie, przyjechała do nas policja. Nie wiem kto, ale ktoś „bardzo miły” poskarżył się, że wychodzę do sklepu kupować wódkę, bo nudzi mi się na kwarantannie – mówi nasz Czytelnik. - Policja przyjechała bez żadnych zabezpieczeń typu maseczki czy rękawiczki – i zaczęła mnie o to pytać. Sprawdzali też sklepowy monitoring, czy aby mnie tam nie było.
Nie wiem kto, ale ktoś „bardzo miły” poskarżył się, że wychodzę do sklepu kupować wódkę, bo nudzi mi się na kwarantannie
Nasz Czytelnik ujawnia, że cały system kwarantanny jest jedną wielką pomyłką. Twierdzi, że ochrona przed zakażeniem jest fikcją.
- Z całą rodziną na kwarantannie jestem już ponad miesiąc i nie wiem, jak długo to jeszcze potrwa – mówi bydgoszczanin, mieszkaniec osiedla domów jednorodzinnych. - Wszystko zaczęło się w połowie marca. Przebywaliśmy na towarzyskim spotkaniu u przyjaciół we Włocławku. Była również córka naszych znajomych, która wcześniej wróciła z Hiszpanii. Po pewnym czasie znajomy źle się poczuł, zabiegał o to, by zrobić badania w kierunku obecności wirusa, o które nie mógł się doprosić. Dopiero gdy okazało się, że ich córka siedziała w jednej ławce z uczniem, który zachorował w Hiszpanii, dostali szybką ścieżkę. Okazało się, że są nosicielami wirusa. Teraz zbadać chcieliśmy się my, tym bardziej, że mój syn zaczął czuć się gorzej, miał gorączkę. Żona opowiedziała o tym w swojej firmie, natychmiast kazano jej pójść na kwarantannę. Sami zamknęliśmy się w domu i próbowaliśmy coś wskórać. W końcu się udało, przyjechała po nas karetka i zawiozła nas do szpitala zakaźnego. Tam okazało się, że wszyscy jesteśmy „dodatni”. Karetka zawiozła nas do domu i na tym temat zakończono.
Bydgoszcz w dobie koronawirusa. Mieszkańcy zakrywają twarze ...
Kwarantanna? Nikogo to nie interesuje
Bydgoszczanin twierdzi, że przez ponad dwa tygodnie nikt nie interesował się tym, co się u niego i jego rodziny dzieje. - Co więcej, ani razu nie przyjechał do nas patrol policji, by sprawdzić czy faktycznie jesteśmy w domu - mówi nasz Czytelnik, który chce być anonimowy, nie chce nawet by pisać, na jakim osiedlu mieszka. - Nikt też nie odbierał od nas kwarantannowych śmieci. Po dwóch tygodniach chcieliśmy zrobić ponowne badania i dowiedzieć się, czy jesteśmy zdrowi. Na szczęście, oprócz początkowej gorączki u syna, wszyscy przechodzimy wirusa bezobjawowo, czujemy się doskonale, nie widać po nas choroby. Dodzwonić się do sanepidu nie można. W końcu dowiedziałem się, że właściwie możemy już wychodzić. Potem ktoś chyba spostrzegł, że to jednak głupota wypuszczać ludzi "dodatnich” bez badania. Zadzwoniono, że mamy dalej siedzieć w domu. Przyjechali ludzie z obrony terytorialnej pobrać wymaz, po kilku dniach okazało się, że dalej mamy wirusa. Dopiero po około trzech tygodniach od zachorowania pierwszy raz pojawił się u nas patrol policji.
Dodzwonić się do sanepidu nie można. W końcu dowiedziałem się, że właściwie możemy już wychodzić. Potem ktoś chyba spostrzegł, że to jednak głupota wypuszczać ludzi "dodatnich” bez badania.
Siedzimy jak szczury w domu i nie wiemy, kiedy to się wreszcie skończy. Wkrótce miną kolejne dni i przyjdzie czas na badanie. Jesteśmy bardzo ciekawi, czy o nas w sanepidzie będą pamiętać, bo coś czujemy, że nie. Gdy badania zostaną wykonane i okaże się, że jesteśmy "ujemni", będziemy musieli poczekać kilka dni i dla pewności wykonać kolejne – jeśli znów będą „ujemne”, dołączymy do grona ozdrowieńców.
Bydgoszczanin w wywiadzie towarzyszącym badaniom musiał wskazać, z kim się kontaktował w czasie choroby, by można było te osoby również poddać kwarantannie.
Życzliwych nie brakuje
Do teraz nie wiadomo, czy to ktoś ze znajomych lub podejrzliwych sąsiadów napuścił policję na małżeństwo. - Policja pojawiła się drugiego dnia kwarantanny, twierdząc że mają zgłoszenie o łamaniu zasad kwarantanny – miałem chodzić po wódkę do pobliskiego sklepu. To pokazuje absurd systemu. Nie chodzi nawet o to, że nie byłem po żadną wódkę. Nawet gdybym był, policja nie mogłaby mi nic zrobić, nie byłem bowiem wciągnięty przez kilkanaście dni na żadną listę osób na kwarantannie. Formalnie mogłem sobie wychodzić, gdzie tylko zechcę - zauważa nasz rozmówca. - Ilu jest takich chorych, którzy również na liście nie są?
Smaki Kujaw i Pomorza SEZON 2 ODC. 8
