Rozmowa z Anną Gromińską psychoterapeutką z Torunia
- Od czego zależy to, czy jesteśmy szczęśliwi?
- Ważne jest to, jaki mieliśmy start w życie, wśród jakich ludzi żyjemy, czy potrafimy się cieszyć i czym potrafimy się cieszyć. Szczęście jednak to nie tylko radość. Wiele zależy od tego, czego chcemy, czy jest to możliwe, czy stawiamy sobie za wysoko poprzeczkę, której nigdy nie dosięgniemy.
- Chemicy mówią, że szczęście zależy od tego, czy mamy w organizmie odpowiedni poziom endorfin, tzw. hormonu szczęścia.
- To ma znaczenie, bo przecież nie bez powodu podaje się ludziom leki, które uzupełniają poziom endorfin. Ale czy to znaczy, że jeśli nie dostanę takich leków, to nie będę szczęśliwy? Ludzie mogą też robić różne rzeczy, które zwiększą poziom endorfin w organizmie. Trzeba chcieć sobie pomóc.
- A co z ludźmi, którzy mają wrodzoną (zdaniem naukowców) obniżoną reaktywność receptorów dopaminy upośledzającej wydzielanie hormonu szczęścia? Czy oni już zawsze będą musieli szukać silnej stymulacji, bo inaczej nie poczują się szczęśliwi?
- Są tacy ludzie, ale nie wiem, czy chodzi bardziej o poczucie się szczęśliwym, czy raczej o poczucie, że żyję, że jestem, że mnie ktoś zauważa. Spotykam dzieci, które są smutne już jako niemowlęta, ale uważam, że nie jest to kwestia tylko i wyłącznie chemicznych substancji. Na to nakłada się także środowisko człowieka, czy ono zaspokaja jego potrzeby.
- Niektórzy rodzice mówią, że trudno im jednak zaspokoić własne dzieci, bo one ciągle chcą więcej, nigdy nie mają dość, choć w domu jest komputer, są słodycze, rozmowy, miłość. Czy to możliwe, że wciąż za mało?
- Jest to możliwe, ale pytanie: czy ciągle im mało, bo nie mają tego, czego chcą, czy ciągle im mało, bo nie mają prawdziwej miłości? Czasem rozmawiam z ludźmi z tej samej rodziny, którzy opowiadają o swoim życiu tak, jakby w ogóle ze sobą nie mieszkali. Każdy inaczej widzi relacje w rodzinie. Rodzic często mówi, że daje wszystko, ale dziecko czuje, że nie dostaje tego, czego najbardziej od rodzica pragnie. Jest też druga grupa dzieci, które rzeczywiście dostają wszystko, ale mają głód zdobywania, ciągle więcej, a jeśli tego nie dostają, to czują się skrzywdzone.
- Aż zaczynają eksperymentować, np. z używkami?
- Dziecko ciągle bada granice. Jeśli widzi, że wszystko dostaje, ma co chce w zasięgu ręki, to chce coraz więcej. Ale dziecko potrzebuje też ścierania się z granicą po to, aby mogło się uczyć, jak żyć z ludźmi, a to mieści się również w poczuciu szczęścia. Człowiek musi wiedzieć, że ja mam potrzeby i pragnienia, ale są wokół mnie ludzie, którzy też je mają. Musimy się dogadać. Jeśli dziecko przyzwyczajone do tego, że dostaje prawie wszystko, nagle otrzymuje zakaz, to buntuje się i zaczyna eksperymentować.
- Ale rodzic mówi, że stawia granice, rozmawia z dzieckiem, a tymczasem nastolatek jest coraz bardziej zbuntowany, agresywny, nieprzewidywalny. Do tego ma napady autoagresji; bywa, że mówi o tym, że popełni samobójstwo, bo świat jest parszywy.
- Nie każde zachowanie trudne u nastolatka musi być zachowaniem zaburzonym. Niemal każdy nastolatek przechodzi bunt, bo zaczyna kwestionować to, co jest wokół. Jeśli jednak nastolatek mówi: "nie chcę żyć", to jest to wołanie o pomoc. Musi rzeczywiście czuć się źle, potrzebuje pomocy. Autoagresja też świadczy o pogubieniu się i nie wolno zwlekać z szukaniem pomocy.
- Rodzice często obwiniają się za to, że ich dziecko cierpi, że jest nieszczęśliwe.
- To błąd. Są przecież dzieci, które wychowywać trudniej, np. z zespołem nadpobudliwości psychoruchowej. Takie dziecko dużo płacze jako niemowlę, ciągle czegoś chce, jest bardzo męczące. Obwinianie się jednak nic nie daje, trzeba działać.
- Iść do psychiatry czy do psychologa?
- Radziłabym oba rozwiązania. Są takie sytuacje, że dziecko potrzebuje leku, aby złagodzić trudny okres buntu, agresji. Psycholog zaś może pomóc zbudować kontakt z otoczeniem, pozwolić zrozumieć dziecku, o co chodzi, co się ze mną dzieje.
- A co się dzieje z dziećmi, które są coraz bardziej agresywne wobec siebie? Widziałam na przystanku: stoją dorośli, a dzieci biją się i wyzywają: "ty spedalony downie"?
- Dzieci mają na to przyzwolenie dorosłych. Wczoraj widziałam na przystanku dorosłych mężczyzn, jeden z nich pił piwo i popisywał się przed swoimi kolegami i nastolatkami. Mężczyzna używał najgorszych wulgaryzmów i miał nadzieję, że nastolatki go zauważą. Nikt z dorosłych nie zareagował, nie powiedział, że to niedozwolone, złe.
- Ale przecież mówimy dziecku: tak się nie robi.
- Jedni mówią, inni nie. Wyobraźmy sobie: że dziecko chce wejść do silnej grupy, ale sobie nie radzi, bo ma słabe umiejętności społeczne, więc zaczyna zachowywać się tak samo, jak dzieci w tej grupie, a później robi jeszcze gorzej. Przyczyną przemocy jest doznana wcześniej przemoc. Opiekuję się rodziną, w której ojciec tłamsi dwóch synów, jest agresywny. Synowie znęcają się nad siostrą, a ona ma napady autoagresji. W pewnym momencie dziewczynka robi to samo co bracia, zaczyna się znęcać nad chorą matką.
- Dlaczego?
- Naturalną potrzebą każdego z nas jest potrzeba dobrego myślenia o sobie, jeśli człowiek zaczyna myśleć o sobie źle (bo np. jest bity i wyzywany), robi coś, aby znów myślał dobrze, chce odbudować swoje poczucie wartości, udowodnić sobie, że jest silny, że go będą słuchać albo się bać. Że coś znaczy.
- A jeśli nastolatek bije i wyzywa swojego rodzica?
- Powinien ponieść konsekwencje, poczuć granice, których przekraczać nie wolno. Jeśli tak jest, to więź między dziećmi i rodzicami jest słaba. Zanim do tego doszło, rodzic musiał przeoczyć objawy, że w rodzinie źle się dzieje, nie postawił granicy. Więź niszczymy słowami, upokarzaniem, za to za mało działamy, aby budować wzajemny szacunek do siebie.
- W jaki sposób budować?
- Rozmawiać o tym, co się wydarza, ale nie w złości. Dopiero wtedy, gdy opadną emocje, bo jeśli działają silne emocje, umysł śpi. Co z tego, że powiem: "synu, jak mogłeś?", skoro on tego nie słyszy, bo tak jest wzburzony? Wychowywanie dziecka to żmudny i trudny proces, który wymaga konsekwencji, bo zawsze będzie mu towarzyszyła próba sił.
- Co więc możemy zrobić, aby wychować szczęśliwe dziecko?
- Przede wszystkim uszczęśliwić siebie. Musimy szanować siebie samego i innych ludzi, dbać o to, aby w naszym domu panował spokój. Wtedy możemy wychować szczęśliwe dziecko, które ma szansę zostać szczęśliwym dorosłym, wiedzącym, jak do szczęścia dążyć.
- A jak do tego się mają endorfiny?
- To grunt, na którym wyrosnąć może wspaniały człowiek, co pokazują przykłady tych, którzy mieli trudne dzieciństwo.