Z okolic Zamojszczyzny pochodzili rodzice mojej mamy, Józef i Michalina Loda. Mieszkali w Mołożowie koło Hrubielowa. Mieli dosyć duże gospodarstwo, którym głównie zajmował się dziadek. Babcia pracowała w domu, wychowując siedmioro dzieci.
Rodzice taty, Józef i Józefina Sikora po I wojnie światowej zamieszkali w Tomaszowie Lubelskim. Dziadek otworzył tam zakład stolarski. Natomiast babcia zajmowała się domem i gromadką dzieci: tatą i jego czworgiem rodzeństwa.
Marianna i Piotr, czyli moi rodzice poznali się podczas II wojny światowej. Ojciec był w tym czasie w partyzantce, należał do AK. Rodzina mamy została wysiedlona. Spotkali się w 1942 roku w Tarnawatce, miejscowości leżącej koło Zamościa. Małżeństwem zostali trzy lata później. Niedawno obchodzili 60. rocznicę ślubu. Rodzice po wojnie wrócili na ojcowiznę mamy. Odziedziczyli po dziadkach część gospodarstwa, które stało się ich podstawowym źródłem utrzymania.
Kiedy miałem sześć lat, czyli w 1959 roku, mama i tata postanowili opuścić rodzinne strony. W poszukiwaniu lepszego życia, tylko z niezbędnymi rzeczami i niewielką sumą pieniędzy, przyjechaliśmy do Morzewca koło Tryszczyna. Tu rodzice tanio kupili poniemieckie gospodarstwo. Pamiętam z tamtych czasów kolejkę, która z Bydgoszczy do Koronowa przejeżdżała przez naszą miejscowość. Wtedy była to dla mnie ogromna atrakcja.
Wzorem starszych braci postanowiłem uczyć się w Technikum Kolejowym w Bydgoszczy. Później udało mi się dostać na UMK w Toruniu, studiowałem fizykę. Wróciłem jednak do Bydgoszczy, bo tu czekał na mnie i moją żonę Małgosię dom.
Szczęśliwa Tarnawatka
(kap)

Krzysztof Sikora, kanclerz Wyższej Szkoły Gospodarki w Bydgoszczy