- 13 grudnia o godzinie 14.00 - pisze pan Piotr w liście, którego fragmenty z małymi zmianami przytaczamy - wypłynęliśmy z kolegą łodzią na Wisłę i zaczęliśmy obławiać rzekę na wysokości Zakładów Azotowych. Po godzinie łowienia miałem pierwsze branie i zaciąłem sandacza o wadze 2 kg i długości 60 cm. Hol tej ryby trochę mnie rozgrzał, gdyż przy silnym zachodnim wietrze było przenikliwie zimno. Około godz. 15.50 poczułem kolejne, mocne uderzenie w przynętę i automatycznie zaciąłem. Ryba początkowo przymurowała w wartkim nurcie, a dość sztywne wędzisko wygięło mi się w pałąk. Później sandacz ruszył i przy silnym uciągu rzeki zrobił długi odjazd. Dobrze, iż dzień wcześniej wymieniłem plecionkę na nową! Kiedy miałem rybę już przy burcie łódki, ruszyła i odjechała znów na jakieś 40 metrów. Ponowne podciągnięcie ryby - scenariusz się powtarza. Sandacz kapituluje dopiero przy czwartej próbie podebrania...
Piotr Dudziak posłużył się wędziskiem ZEBCO Hypercast długości 270 cm i o ciężarze wyrzutowym 10-40 g, kołowrotkiem TICA Wenus z plecionką grubości 0,14 mm KONGER. Przynętą był biały twister uzbrojony 30 g główką z haczykiem 7/0 GAMAKATSU.
Na koniec, uzupełniająco: od początku grudnia do dnia połowu okazowego drapieżcy nasz czytelnik z Włocławka złowił w Wiśle kilka mniejszych - jak podał - sandaczy. A wśród nich ryby o ciężarze 2,5 kg, 3 kg i 5,1 kg. Gratulujemy, bo nie takie to one znów malutkie!
Szczęśliwa trzynastka
Jerzy Ostaszkiewicz

Piotr Dudziak z Włocławka złowił sandacza o wadze 8,6 kg i długości 86 centymetrów.