Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szlachcic na gondoli

Michał Woźniak
W Polsce baloniarstwem zajmuje się dziś około  stu osób - licencjonowanych pilotów jest 80. To  dość kosztowne hobby. W pełni wyposażony  aerostat kosztuje 120 tysięcy złotych, do tego  trzeba doliczyć koszty lotów, a są one niemałe -  choć w przypadku balonów na ogrzane powietrze  i tak znacznie niższe od gazowych. Godzina  wynajęcia balonu z pilotem kosztuje ok. 1000 zł.
W Polsce baloniarstwem zajmuje się dziś około stu osób - licencjonowanych pilotów jest 80. To dość kosztowne hobby. W pełni wyposażony aerostat kosztuje 120 tysięcy złotych, do tego trzeba doliczyć koszty lotów, a są one niemałe - choć w przypadku balonów na ogrzane powietrze i tak znacznie niższe od gazowych. Godzina wynajęcia balonu z pilotem kosztuje ok. 1000 zł.
Zapałka przypala włosy na głowie. - Bądźmy wdzięczni ogniowi, który wynosi nas w górę. Przypalone włosy zakrywa szczypta piasku: - Podziękujmy ziemi za to, że nas z powrotem przyjęła.

     Strzela szampan - ma symbolizować kolejny żywioł - wodę: ale tak jest chyba milej? Z uroków ostatniego, najszlachetniejszego z żywiołów - powietrza - korzystaliśmy już wcześniej - unosząc się balonem niemal 200 metrów nad Żninem. Z czystym sumieniem możemy więc przyjąć tytuł szlachecki i nowe imię. Teraz proszę do mnie mówić: Michale z Długiej Łąki!
     Wara w przestworza!
     
- Również balonowe szlachectwo zobowiązuje - twierdzi Piotr Górny, mieszkający w okolicach Chełmna szef Polskiej Organizacji Lotniczej, pilot i entuzjasta baloniarstwa. - Tym bardziej że już w zaraniach lotnictwa uznano, że powietrze jest zbyt szlachetne, by mógł unosić się w nim człowiek "nieodpowiednio urodzony". Wyniesienie na wysokości poprzedzało więc nadanie szlacheckiego tytułu. Zazwyczaj nie nosiło się go jednak zbyt długo - wypadki, najczęściej śmiertelne, zdarzały się w tych pionierskich latach nader często... Balonowe czasze, a był to wiek XVIII i XIX, robiono z papieru, system ogrzewania powietrza też nie był jeszcze dopracowany - wiklinowe gondole spadały ze sporej wysokości na ziemię.
     Windą do nieba
     
Płyta żnińskiego stadionu. Majowe upały nie służą baloniarstwu - im cieplej, tym trudniej oderwać się od ziemi, więc przygotowania rozpoczynają się krótko po godzinie szóstej. Na stadionowej murawie staje wyciągnięta z samochodowej przyczepki gondola, po chwili rozwinięty jest sam balon. Warczy silnik dmuchawy wtłaczającej powietrze do czaszy; trzeba podać trzy tysiące metrów sześciennych. Balon zaczyna nabierać kształtów. Jeszcze pozostaje dopięcie klapy spadochronowej - umożliwiającej regulację wysokości i balon "powstaje". By jednak wystartował - musi stać się lżejszy od powietrza. Do tego służy nagrzewający powietrze palnik i umieszczone w gondoli butle z propanem.
     Wskakujemy do wiklinowego kosza. Szybki telefon do krajowego centrum lotów - zgłoszenie startu i kilka minut później jesteśmy 100 metrów nad ziemią. Balon sunie w kompletnej ciszy - jedynie od czasu do czasu przerywanej sykiem palącego się gazu.
     Dla laika lot balonem to wyprawa w nieznane. Pilot może regulować wysokość, kierunek wyznacza jednak wiatr. - Dalecy jesteśmy od niepotrzebnego ryzyka. Jeśli warunki atmosferyczne nagle się zmieniają - po prostu lądujemy. W tym sporcie nie robi się niczego na siłę. Czasem przychodzi lądować i w szczerym polu. Z widłami na nas jednak nikt jeszcze nie biegł. U Polaków widać dużą sympatię do lotnictwa - nawet spowodowane nieplanowanym zejściem na ziemię szkody - na przykład stratowanie kilku metrów pszenicy - nie wywołuje agresji. Częściej staje się anegdotą, rodzinną legendą...
     "Płyniemy" nad Żninem z prędkością 10 kilometrów na godzinę. Za rzucanym przez balon cieniem podąża samochód - zaplecze techniczne lotu. - To standard. Lecąc mamy oczywiście wyznaczony cel, miejsce lądowania. Wszystko jednak może się zdarzyć. Auto musi być przy balonie już kilka minut po lądowaniu...
     Niespodzianka dla Ewy
     
Nietypowych lądowań Piotr Górny miał już w swej lotniczej karierze sporo. O wszystkich nie chce opowiadać. - Bo o czym tu mówić, skoro z pewnym biznesmenem - człowiekiem doskonale ubranym - musieliśmy wylądować w samym środku bagna? Dałem mu zadanie - miał przeciągnąć balon na stały ląd. Zrobił to, ale umorusał się nieziemsko... Raz też wylądowałem - w czyimś ogródku, wśród owocowych drzewek. Dobiłem do ziemi i patrzę, a w cieniu leży sobie pani w... stroju Ewy. Na szczęście nasze lądowanie przyjęła z godnością.
     Gdzie wylądujemy dziś - wie tylko pilot.
     Pół tysiąca godzin
     
Swą przygodę z baloniarstwem Piotr rozpoczął w latach 90. Zaczęło się na lotnisku w Koszalinie, w miejscowym aeroklubie. Akurat ktoś namówił właścicieli miejscowego browaru na zakup balonu. - W tym czasie byłem zawodowym żołnierzem, i to związanym z lotnictwem. Balon zafascynował mnie od razu. Przy niezbyt wysokich "armijnych" poborach robiłem wszystko, byleby tylko zdobyć licencję i zacząć latać - nosiłem balonowe kosze, służyłem jako kierowca. Marzenie się spełniło... Mam na koncie 500 wylatanych godzin i kolejne 100 - już w roli instruktora.
     Japonia zamiast bieguna
     
Piotr Górny jako pierwszy Polak wzniósł się balonem na wysokość 5.600 metrów nad poziom morza. Kilka lat później "wyśrubował" ten wynik na 7.200 metrów, Ostatnio pobili go białostoczanie - wznieśli się na wysokość 9,5 kilometra. Do niego należy też jeden z najlepszych wyników dystansowych. Przeleciał wybrzeżem Bałtyku - ze Szczecina do Chłopów: jednym lotem pokonał 152 kilometry! Jako pierwszy Polak ma też na swym koncie loty w Alpach, przelot przez masyw górski Dachstein West, przekroczenie balonem granicy niemiecko-polskiej. Niewiele brakowało, aby znalazł się też na... biegunie północnym. - Technicznie było to do zrobienia, zabrakło jednak chętnych do sfinansowania lotów. Wówczas była szansa ustanowienia światowego rekordu. Zamiast nas na biegunie wylądował jednak inny balon, a sponsorzy przeznaczyli pieniądze na biegunową ekspedycję polskich polarników... Były też inne projekty - Afryka, Azja - wszystkie jednak czekają na lepsze czasy. Dziś kontakt ze światem dają zloty. Miło wspominam wyjazd do Japonii, gdzie w wystartowałem wraz z pilotami 200 innych balonów. Zlot we francuskim Metz gromadzi 600-800 balonów. W organizowanej przez nas imprezie - Festiwalu Balonowym nad Wisłą, w Chełmnie (w tym roku odbędzie się on 4-7 sierpnia), zjawia się około 15 aerostatów. A i tak jest to imponujący widok.
     Masońska pamiątka
     
O baloniarzach mówi się, że to elita lotnictwa. Owa elitarność wywodzi się jeszcze z pionierskich czasów. Piloci sprzed 200 lat uznawani byli za ekscentryków, ich niezależność myślenia nie wszystkim się podobała. Nic więc dziwnego, że pierwszymi, którzy podali rękę miłośnikom przestworzy byli masoni (profesorowie fizyki, chemii, matematyki, członkowie Francuskiej Akademii Nauk). - Dziś z Lożą nie mamy nic wspólnego, niemniej pozostało wiele zwyczajów, rytuałów pochodzących z tamtych czasów. Choćby pasowanie na baloniarza - ogień, ziemia, woda odznaczana na głowie adepta - to pobudza wyobraźnię. Jest też zwyczaj - każdemu z przeszkolonych przez Instruktora "Mistrza" pilotowi przekazuje się używane podczas kursu rękawice.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska