Dla policji wydarzenia z 22 maja z ul. Bolesławieckiej to rozbój, a sprawca to recydywista, który już został aresztowany. A to czy napadł na urzędniczkę czy nie dopiero będzie wyjaśniane. Dla pracowników MOPS napad na koleżankę to jeszcze jeden dowód na to, że ich praca jest niebezpieczna.
„Niby jesteśmy funkcjonariuszami służb publicznych, a pomoc nam jest nikła” - czytamy w anonimowym mailu, który dotarł do redakcji. „Nasza koleżanka, pracownik socjalny została napadnięta podczas pracy. Została pobita, uderzona butelką, skopana, zabrano jej telefon, a na koniec oblano piwem. Nikt jej nie pomógł” - dodaje autor.
Udało się nam dotrzeć do osoby, która relacjonuje wydarzenia z ubiegłego wtorku tak jak opowiadają o nich w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej. Potwierdza to, co napisał anonimowy autor maila. Relacja z MOPS różni się od tego co oficjalnie mówi o sprawie policja.
Pracownica MOPS została napadnięta 22 maja około godziny 14.00. Z naszych relacji wynika, że podejrzany - Wojciech K. - to klient wrocławskiego MOPS. I świetnie wiedział kogo zaczepia. „Poznajesz mnie suko? Pamiętasz, byłem u ciebie w biurze” - powiedział, kiedy spotkał ją na dworze. Akurat wracała do biura z wizyty u innego klienta Ośrodka. Zaczął wyzywać swoją ofiarę, złapał ją za rękę i oblał piwem z butelki, którą trzymał w ręku.
Zaatakowana pracownica zawołała do niego, że tak nie można robić, że wzywa policję. Wyciągnęła telefon. Wtedy on zaczął się z nią szarpać. Próbował wyrwać torebkę. Aparat upadł na ziemię. Gdy próbowała go podnieść dostała w głowę a napastnik zabrał jej telefon komórkowy. Właśnie wtedy kilka osób - zdaniem naszego rozmówcy cztery może pięć - miało wykrzykiwać „dobij sukę”.
Dopiero chwilę później ktoś zareagował i chciał pomóc napadniętej kobiecie. Kiedy wyciągnął telefon, żeby zadzwonić na policję, został uderzony w głowę butelką po piwie. Na tyle mocno, że butelka się zbiła. Kobieta uciekała, a napastnik gonił ją kopiąc w plecy. Kilka osób przyglądało się całemu zdarzeniu nie reagując.
Dopiero młoda kobieta i mężczyzna spacerujący z psem pomogli urzędniczce z MOPS. Kobieta zadzwonił na numer alarmowy 112.
Urzędniczka 20 minut czekała na radiowóz, ale się go nie doczekała. W międzyczasie przyjechał po nią mąż i zabrał do domu.
Z relacji policji wynika, że na pomoc urzędniczce pojechali dzielnicowi, którzy akurat pełnili służbę w okolicy. I było to natychmiast jak przyszło zgłoszenie. Napastnika z telefonem na miejscu zdarzenia już nie zastali. Zaczęli przeszukiwać okolicę i na jednym z podwórek zauważyli mężczyznę, który rysopisem przypominał sprawcę napadu.
Ten - na widok funkcjonariuszy - wyciągnął nóż. Udało się go jednak obezwładnić. Okazało się, że był pijany. W organizmie miał przeszło promil alkoholu.
Przez całą środę trzeźwiał. Dopiero w czwartek zaczęło się jego przesłuchanie w charakterze podejrzanego. Został aresztowany na dwa miesiące. Usłyszał zarzuty m.in. rozboju i gróźb karalnych.