Pacjentki Poradni Ginekologicznej w Centrum Onkologii skarżą się, że zostały przez szpital zlekceważone. W poniedziałek czekały na wizytę u ginekologa, który był w tym czasie na urlopie. Niestety nikt kobiet o tym nie poinformował.
- O ósmej zaczął badania drugi lekarz - wspomina jedna z pacjentek. - Ale w tym czasie w gabinecie dr S. była jakaś kobieta. Myślałyśmy, że to pacjentka. I czekałyśmy dalej - dodaje.
Przeczytaj także: Koniec z kolejkami? Chory na raka poczeka krócej!
Po godzinie jedna z kobiet postanowiła wejść do gabinetu. Okazało się, że cały czas była tam... pracownica szpitala.
- Dlaczego nie wywiesili na drzwiach żadnej karteczki? - pyta pacjentka. - Skąd mogłyśmy wiedzieć, że mamy wchodzić do pokoju obok?
Ale o tym kobiety dowiedziały się o kwadrans za późno. Chwilę wcześniej przestał przyjmować drugi lekarz. Kolejne badania miały rozpocząć się dwie godziny później. Na szczęście lekarz wrócił wcześniej. - W ogóle się z nami tutaj nie liczą - buntują się pacjentki. - Nie mamy całego dnia, żeby tu siedzieć. A wolne terminy są dopiero w listopadzie!
- O nieobecności lekarza panie zostały poinformowane w recepcji i przed gabinetem - twierdzi Tomasz Mierzwa, szef Zakładu Profilaktyki i Promocji Zdrowia. - Uznano, że dodatkowa wywieszka na drzwiach mogłaby stać się źródłem dezinformacji. Jednak pacjentki, które zrezygnowały, przyjmiemy wcześniej - dodaje Mierzwa.
Czytaj e-wydanie »