
Tak wygląda krater uderzeniowy po V2, czyli cudownej broni Adolfa Hitlera
(fot. nadesłane)
O rakietach V-1 i V-2, najbardziej tajemniczej broni Hitlera, napisano już tomy. Po latach archeolodzy odkrywają tajemnice poligonu w Wierzchucinie w Borach Tucholskich. A mieszkańcy mają nadzieję, że uda się go zamienić na turystyczny produkt.
Pierwszy w historii rakietowy pocisk batalistyczny skonstruowany przez zespół niemieckich konstruktorów pod kierunkiem Wernhera von Brauna był jedną z najbardziej strzeżonych tajemnic II wojny światowej. Rozwiązanie jego zagadki stało się sprawą honoru nie tylko polskiego wywiadu, ale także wywiadów państw koalicji. Po bombardowaniach ośrodka rakietowego w Peenemunde na wyspie Uznam poligon doświadczalny przeniesiono do Blizny, a później w Bory Tucholskie.
Znane i nieznane
O ile historia powstania Wunderwaffe oraz dzieje poligonu w Bliźnie, a także zdobycie niemal pełnego egzemplarza V-2, który spadł pod Sarnakami nad Bugiem, zostały doskonale opisane, m.in. przez Michała Wojewódzkiego w jednej z najbardziej znanych pozycji "Akcja V-1, V-2", to losy poligonu Heidekraut w Borach nie doczekały się jeszcze monografii.
Wszyscy wiedzą, ale...
- Poligon w Wierzchucinie? Tam nic nie ma - machali ręką mieszkańcy i historycy. Bo o tym, że Niemcy przeprowadzali w Wierzchucinie doświadczenia, ludzie wiedzieli od lat. Znane są relacje m.in. miejscowego nauczyciela czy nielicznych żyjących jeszcze świadków, a ślady po kraterach, gdzie lądowały pociski, które nie trafiły do celu, widoczne są gołym okiem.
Badania z prawdziwego zdarzenia zaczęły się w 2012 roku. Wyniki archeologicznego rekonesansu przeprowadzonego przez Roberta Grochowskiego są sensacyjne. - Tak naprawdę to dopiero początek badań - zastrzega Robert Grochowski, archeolog i członek Komitetu Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa w kujawsko-pomorskim. - Objęliśmy nimi 917 hektarów położonych w Nadleśnictwie Zamrzenica.
Ziemianki i celty
Niestety, nie udało się dokładnie wyznaczyć granic, więc nadal nie znajdują potwierdzenia pogłoski, że jest to jeden z największych poligonów doświadczalnych II wojny światowej. - Jeśli chodzi o takie stwierdzenia, byłbym bardzo ostrożny - mówi Grochowski. - W czasie badań zinwentaryzowaliśmy 242 obiekty i podzieliliśmy je na kilka typów.
W Wierzchucinie odnaleziono pozostałości 62 ziemianek mieszkalnych dla szeregowców i niższej kadry, bo oficerowie byli zakwaterowani w murowanych budynkach w pobliskich miejscowościach. Poza tym na terenie poligonu znajduje się 9 okrągłych półziemianek o dużych średnicach, sięgających siedmiu, a nawet dziewięciu metrów, tak zwanych celt fińskich, wzmocnionych belkami i dyktą obsypaną ziemią. Wewnątrz znajdował się piecyk, wokół którego skupiali się żołnierze. Poza tym odnaleziono także 69 prostokątnych ukryć dla pojazdów. - Chodziło o to, żeby każdy samochód wojskowy był zabezpieczony przed ewentualnymi odłamkami - wyjaśnia Grochowski. - Jeden z krótszych boków służył za wjazd, a dokonywano tego po ukośnej rampie.
Każdy typ pojazdu miał swoje ukrycia, były więc także lekkie wiaty i miejsca dla motocykli. Dla żołnierzy przeznaczone były trzy szczeliny przeciwlotnicze, a także okopy, których pozostałości również odnaleziono. - Przy rampie kolejowej znaleźliśmy także dwa relikty bocznicy. Rakiety dostarczano do stacji Wierzchucin, a potem dalej bocznicą kolejową wybudowaną na potrzeby poligonu - dodaje Grochowski.
Odnaleziono także stanowiska strzeleckie i miejsca dla potężnych lawet, prawdopodobnie przeznaczone na pojazdy z rakietami. Rowy przeciwpożarowe, a także obrony lotniczej, wykopy z wałami, miejsce po namiocie warsztatowym oraz hipotetyczne pola startowe czy stanowiska ogniowe to nie wszystko.
Nie zawsze rakiety trafiały w cel, bo na terenie poligonu odnaleziono także dziewięć kraterów uderzeniowych o średnicy 18 i głębokości pięciu metrów. - Daje to obraz i skalę siły uderzenia - dodaje Grochowski. - Dwa kratery znajdują się kilkadziesiąt metrów od największego obozu mieszkalnego, możemy więc przypuszczać, że doszło tam do tragedii.
Przeprowadzone na przełomie maja i czerwca 2012 roku badania były finansowane ze środków wojewódzkiego konserwatora zabytków w Toruniu. Jak podkreśla Grochowski, są wyłącznie powierzchniowe, a ich kontynuowanie uzależnione jest od finansów. - Powiem uczciwie, jestem tylko archeologiem i nie jestem w stanie wyczerpująco opracować poligonu, bo tu potrzebne są badania interdyscyplinarne, z udziałem specjalistów różnych dziedzin, m.in. wojskowości - dodaje Grochowski.
Co kryje ziemia?
A miejsce aż prosi się o to, bo tak naprawdę nie wiadomo, co znajduje się tam w ziemi. Na razie historię poligonu przybliża inscenizacja historyczna o Poligonie Heidekraut. - Jej pomysł zrodził się w kuluarach konferencji "Najciekawsze epizody II wojny światowej w Borach Tucholskich" jesienią 2009 r. w Tucholi - mówi Bartek Puchowski ze stowarzyszenia Światło. - Konferencję wspólnie przygotowały wówczas Stowarzyszenie na rzecz Ocalenia Śladów Przeszłości w Gminie Cekcyn "Światło", Stowarzyszenie Mieszkańców i Miłośników Piły nad Brdą "Buko" oraz Fundacja "Chcę Poznać Moją Wieś" z Mukrza. Uczestnicy konferencji wyrazili zainteresowanie spotkaniem się tym razem w plenerze, na miejscu dawnego poligonu. Taka była geneza.
W sierpniu 2011 r. po raz pierwszy inscenizacja została zorganizowana na boisku w Wierzchucinie.
- Zainteresowanie nią przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Przed samą inscenizacją wystąpili prelegenci: Robert Grochowski opowiedział o Wrześniu 1939 w Borach Tucholskich, a Wojciech Mąka o budowie i procedurze startowej rakiety V-2, a także o historii poligonu "Heidekraut" - dodaje Puchowski.
W sierpniu 2012 r. imprezę powtórzono. - W tym roku na inscenizację pozyskaliśmy już dofinansowanie z gminy Cekcyn oraz Urzędu Marszałkowskiego - mówi Puchowski. - Będzie to największa z dotychczasowych imprez. Nigdy nie będziemy Krojantami, nie mamy zresztą aż takich ambicji, ale na przyjazd tysiąca czy nawet więcej widzów będziemy przygotowani.
Poza tym udało się przejąć wieżę ciśnień w Wierzchucinie, gdzie w przyszłości ma się znaleźć ekspozycja poświęcona poligonowi Heidekraut, czyli Wrzos. - Archeologia powinna iść w parze z życiem, dlatego myślę, że w tym miejscu idealnym rozwiązaniem byłby skansen historyczny - dodaje Grochowski. - Byłby to przy okazji produkt turystyczny, który przyciągnąłby ludzi w Bory. Wielkich zakładów przemysłowych nigdy tam przecież nie będzie, a obsługa ruchu turystycznego może przynieść utrzymanie.
Czy poligon dostanie drugie życie, przekonamy się wkrótce.
Czytaj e-wydanie »