Krzysztof Gawlik to jeden z najgroźniejszych i najbardziej brutalnych, wielokrotnych morderców w powojennej Polsce. Na koncie ma pięć zabójstw z użyciem pistoletu maszynowego skorpion z tłumikiem – stąd jego pseudonim. Od lat przebywał na oddziale dla niebezpiecznych więźniów Zakładu Karnego przy ulicy Kleczkowskiej we Wrocławiu.
Z relacji osób, które chcą zachować anonimowość wynika, że to co zrobił Gawlik, wyglądało niemal tak jak w słynnym amerykańskim filmie „Skazani na Shawshank”.
Skorpion przy pomocy metalowego płaskownika wyjętego ze swojej pryczy, niezauważony przez strażników, zdołał wygrzebać pokaźny otwór w ścianie celi. Poniemiecki, wilgotny mur z cegieł okazał się przeszkodą dość łatwą do pokonania. Po mocniejszym naruszeniu zaprawy, cegły dało się swobodnie wyciągać rękami. Podobno w ciągu dwóch nocy udało mu się usunąć na tyle dużo cegieł, wyciągnąć ramę okna i poluzować kratę, że był w stanie dość swobodnie przecisnąć się na więzienny dziedziniec. Do podjęcia próby, dodatkowo mogło zachęcić go, to że jego cela znajdowała się na parterze pawilonu. Skorpion staranie wybrał miejsce w którym przebił ścianę – tuż pod oknem, częściowo zasłoniętym przez pryczę i niewidocznym dla strażników, monitorujących w nocy przez wizjer, co się dzieje w celi. Groźny zabójca przygotował 12-metrową linę z hakiem, przy pomocy której zamierzał pokonać więzienny mur, oddzielający dziedziniec od ulicy. Linę sporządził z koca i z powiązanych woreczków od chleba. Hak wykonał z części taboretu. Strażnicy zauważyli go niemal w ostatniej chwili - gdy przeciskał się na zewnątrz celi.
Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, to że Gawlik mógł niepostrzeżenie przez całą noc drążyć dziurę w ścianie, wynikało z mocno osłabionej obsady Zakładu Karnego we Wrocławiu. W więzieniu brakuje tak wielu pracowników, ze część posterunków pozostaje nieobsadzona lub ich obsada jest niewystarczająca. - Ludzie wykonują często obowiązki dwóch, czy trzech osób. Nie wiadomo, czy w nocy, gdy Gawlik drążył dziurę w ścianie, ktokolwiek w ogóle zaglądał do jego celi – usłyszeliśmy od naszego informatora.
Wybory 2025. Zwycięstwo Nawrockiego, wysoka frekwencja

Wersja, którą usłyszeliśmy, znacząco różni się od wyjaśnień rzecznika wrocławskiego zakładu karnego. Starszy szeregowy Rafał Podruczny, powiedział nam, że strażnicy dość szybko zauważyli, że krata w celi Gawlika została naruszona. Z jego relacji wcale nie wynikało, że Skorpionowi udało się wybić dziurę w ścianie, przez którą o mały włos udało mu się zbiec. Nie było też mowy i przygotowanej przez niego linie z hakiem. Poprosiliśmy go o skomentowanie tych rozbieżności. Wciąż czekamy na odpowiedź.
Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że w Zakładzie Karnym przy Kleczkowskiej zarządzono kontrolę z Warszawy, a Krzysztof Gawlik został przeniesiony do Zakładu Karnego w Wołowie. Zresztą do tego samego, z którego próbował uciec w 2004 roku. Podobnie jak we Wrocławiu, Gawlik przy pomocy rurki i płaskownika wyrwanego z łóżka próbował przekuć mur celi. Jak twierdzili wtedy funkcjonariusze, niewiele brakowało by jego plan zakończył się powodzeniem.
Przypomnijmy Krzysztof Gawlik ma na koncie pięć zabójstw z użyciem pistoletu maszynowego skorpion z tłumikiem. Pierwszą ofiarą Gawlika była niespełna 18-letnia prostytutka z Poznania. Kolejnymi ofiarami byli wrocławska prostytutka i związany z nią mężczyzna. W marcu 2001 roku Gawlik zabił kolejne dwie osoby - małżeństwo K. z Wrocławia, najprawdopodobniej odpowiedział na ich ofertę sprzedaży samochodu. Gawlika zatrzymano krótko potem, gdy po pijanemu spowodował wypadek i próbował uciec z miejsca zdarzenia. Policjanci znaleźli w jego samochodzie pistolet maszynowy z tłumikiem. Za każde z zabójstw usłyszał wyrok dożywocia. Dopiero po 2050 roku będzie mógł się starać o warunkowe zwolnienie.