Tak w każdym razie w latach 60. przeszłego wieku triumfalnie wieścił Dziennik Telewizyjny i donosiły gazety z głównym organem partyjnym „Trybuną Ludu” na czele. Jednakowoż radosne te nadzieje często rozmijały się z rzeczywistością, bo statki dziwnych na wzburzonych morzach opóźnień doznawały i do Gdyni już po Bożym Narodzeniu wpływały, albo też w ogóle z kursu zbaczając w ogóle tam nie docierały.
Więcej witaminy!
Cytrusy to w rzeczy samej wielkie było utrapienie dla Władysława Gomułki, bowiem nasz przywódca lansował prosty styl życia i konsumpcji. Gomułka zatem, odpór fanaberiom dając, zachęcał obywateli do spożywania kiszonej kapusty, która - jak nauka dowiodła - miała więcej witamin niż cytryny. I sekretarz wierzył w kapustę i trudno było się z jego argumentacją nie zgodzić. Wszelako społeczeństwo wydziwiało, że i owszem, kapusta jest smaczna, pożywna, ale jak tu jej dodać do herbaty zamiast cytryny?
Na polowaniu!
Inowrocław miał za Gomułki kilka sklepów, gdzie z większym prawdopodobieństwem można było upolować atrakcyjne towary. Przy Solankowej to były „Delikatesy” z oddzielnymi stoiskami: tu alkohole, tam wędliny, obok herbaty i niekiedy kawa (stał tam młynek elektryczny i na życzenie klienta mielono ziarna!), dalej też słodycze.
Po te ostatnie chętniej zaglądano do „Wedla” na „Królówkę”. Popularny był „Wawel” (dalej, w stronę Dworcowej), a i „Goplaną” (na „Złotym Rogu”) nikt przy zdrowych zmysłach konsumenckich pozostając nie pogardzał. Nie było jednak tak, że się tam szło i się kupowało. Jak coś „rzucili”, to zaraz formowała się kolejka po horyzont. Do „Delikatesów”, żeby sytuację opanować, wpuszczano partiami po 10-20 osób. Gdy gorączka narastała, personel wzywał na ratunek MO, a funkcjonariusze uprzejmie łagodną perswazją tonowali emocje.
Pod choinkę…
A prezenty pod choinkę? Tylko wspomnę o marzeniach młodych inowrocławian. Byłem w tej grupie i miarodajnie zaświadczam, że w całym mieście nie istniało nic piękniejszego i bardziej pożądanego niż „Krasnoludek” przy Solankowej pod numerem 3.
„Krasnoludek” miał dwa działy. Ten z lalkami i misiaczkami raczej omijaliśmy, ale ten wypełniony pudełkami gier planszowych, piłkami, wozami strażackimi, drewnianymi klockami, blaszanymi czołgami i innym najprzedniejszym dobrem czciliśmy w niemym zachwycie. Młodziankowie bardziej w latach posunięci optowali za składnicą harcerską przy Paderewskiego bądź za sklepem sportowym przy „Królówce”.
Upominków wypatrywali też dorośli. No i każdy coś tam w końcu dostał, ale to były - przypominam - zgrzebne lata 60. Aby ówczesną skalę dobrobytu niedowiarkom uzmysłowić, wymownie tylko wspomnę, że „Społem” w centralnym punkcie tejże „Królówki” prowadziło punkty zaciągania oczek w pończochach i skarpetach oraz napełniania tuszem wkładów do długopisów. Wielki był popyt na te usługi…
Jak być fit po świętach? Agnieszka Kaczorowska zdradza swoje sposoby.