
Eureka - "Stawiam na Tolka Banana"
Sławomir Szeliga: - Dzięki pomocy mieszkańców Zalesia Górnego, do których zwróciłem się z prośbą poprzez internet, oraz pani sołtys udało się odnaleźć jeden z plenerów filmowych przed podróżą śladami Tolka Banana, Karioki, Cygana, Filipka, Cegiełki i Julka Seratowicza.
Serialowa willa, którą chciała obrabować szajka złodziei, udająca "filmowców", została wchłonięta przez większy obiekt, w którym obecnie funkcjonuje szkoła podstawowa "Eureka". Filmowy dom przy ulicy Przebudzenia Wiosny 32 ma ciekawą historię. W latach 1946-1948 mieściła się w nim szkoła agentów Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego.
Charakterystycznego balkonu, z którego schodziła Karioka oraz schodów do willi już nie ma. Zachowały się tylko na taśmie filmowej i w pamięci lokalnej społeczności…

Spór o kota - "Sami swoi"
Sławomir Szeliga: - Opowieść o losach dwóch skonfliktowanych ze sobą rodzin z Kresów znają niemal wszyscy. Dolnośląską trylogię kręcono w Dobrzykowicach Wrocławskich, gdzie nadal stoją dwie zagrody.
Domy przy ulicy Szkolnej niewiele różnią się od filmowego planu. U "Pawlaków" nadal można podziwiać drewniany ganek tonący w kwiatach. U "Karguli" wnuk repatriantów zza Buga opowiedział nam historię swoich dziadków i oprowadził po siedlisku. Chodziliśmy po podwórzu, gdzie Kargul postawił miski dla kota, którego Witia kupił na targu w Lubomierzu i dał za niego rower "poniemiecki" oraz dwa worki pszenicy, a on "z centralnej Polski pochodził".
Spór o niego miał swój finał na sali sądowej.
Tymczasem okazuje się, że trwa do dzisiaj i mógłby posłużyć za scenariusz kolejnego filmu. Mieszkańcy Dobrzykowic twierdzą, że potomek filmowego kota mieszka u nich. W Lubomierzu są przeciwnego zdania.
Spór trwa…
Sławomir Szeliga: - Było lato 2021 roku. Sierpniowe słońce zachęcało do wędrówki po plenerach filmowych w Poświętnem.
Relację z podróży zamierzaliśmy rejestrować przed kościołem św. Józefa, gdzie nagrano kilka scen III części filmu "Jak rozpętałem drugą wojnę światową" pt. "Wśród swoich". Wokół żywego ducha. Wydawało się nam, że tylko budynki sakralne i my…
Tym razem operatorem filmowym była Agnieszka. Początek nagrania nie zwiastował niespodzianek, ale z każdą chwilą ujawniał się "zespół niespokojnych nóg i rąk"; wraz z nimi zaczął się poruszać obiektyw smartfona, ale moja "gadająca głowa" była widoczna do końca nagrania, choć trochę skacząca. Okazało się, że w roli widzów wystąpiła chmara komarów, ale wytrwaliśmy do końca na posterunku.