- Prowadzę "Bristol" od dwudziestu lat - mówi Barbara Matwiej, szefowa firmy "Agat", która dzierżawi najsłynniejszy ciechociński lokal, zwany też przez niektórych gości "stodołą", z racji drewnianej zabytkowej konstrukcji. - Bywało, że na potańcówkach u nas poznawały się pary, a potem zapraszały na wesela albo organizowały takie przyjęcia u nas - opowiada Barbara Matwiej. - Mieliśmy też parę, która przyjeżdżała przez całe lata na dancing w każdą rocznicę poznania się u nas. Ale nikt dotąd nie odwołał wesela.
Przeczytaj także: Rozwodzimy się, starzejemy i wolimy mieszkać na wsi. Do tego brakuje u nas facetów.
Niedoszły pan młody (jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy spoza Ciechocinka) odwołał nie tylko zamówione rok wcześniej przyjęcie weselne, ale także ślub. Cóż, życie...