
Zakręcanie grzejników może się nam nie opłacać. Spółdzielnia lub wspólnota może wpisać w uchwale, jaka temperatura ma panować w mieszkaniu, a sprawa oszczędnego sąsiada może trafić do sądu, który uzna, że jego lokum "dogrzewają" sąsiedzi.
Całkowite zakręcenie grzejników, gdy w domu nikogo nie ma albo gdy domownicy śpią może wydawać się dobrym pomysłem, ale rachunek możemy dostać większy!
Na kolejnych slajdach wyjaśniamy, co jednak możemy robić, aby zaoszczędzić nieco ciepła.

Całkowite zakręcenie grzejników, gdy w domu nikogo nie ma albo gdy domownicy śpią może wydawać się dobrym pomysłem. Niestety, praktyka pokazuje, że włączany i wyłączany grzejnik zużywa więcej ciepła niż taki, który grzeje bez przerwy.

Dlaczego się tak dzieje? Ponieważ do ponownego ogrzania wychłodzonego mieszkania czy domu potrzeba więcej energii cieplnej niż do utrzymywania w nim stałej temperatury.
Gdy z domu ucieknie całe ciepło, po odkręceniu kaloryfery nagrzewają ponownie nie tylko powietrze, ale też meble i ściany. To dodatkowa porcja ciepła, za którą później płacimy.

Jeśli chcemy faktycznie obniżyć rachunki za ciepło, najlepiej zastosować inną metodę. Zamiast całkowicie zakręcać grzejniki, wystarczy lekko je przykręcić.
Jak podają autorzy kampanii edukacyjnej „Stopień mniej znaczy więcej”, obniżenie temperatury w domu o zaledwie 1 stopień oznacza zużycie ciepła niższe o 5–8 proc.. Oszczędność jest więc zauważalna, a delikatnego przykręcenia kaloryferów w ogóle się nie czuje.