O jaki zeszyt chodzi? O ten, w którym pani Teresa miała skrzętnie notować, co robi dla swojego zdrowia.
Po raz pierwszy do Poradni Rehabilitacyjnej, mieszczącej się w Nowym Szpitalu w Świeciu, pani Teresa trafiła półtora roku temu, po tym jak doznała urazu biodra. - Podczas krótkiej rozmowy z lekarzem usłyszałam, że mam zapisywać w zeszycie: wizyty na basenie, ile minut spacerowałam, jakie wykonywałam ćwiczenia itd. Byłam świadoma, że jest to konieczne, jeśli chcę odzyskać dawną sprawność. Ponieważ z natury jestem osobą aktywną fizycznie, robiłam nawet więcej niż powinnam.
Rzecz w tym, że wzmiankę o zapiskach nasza Czytelniczka potraktowała jako lekarski żart. Tym bardziej, że jak wspomina, badanie przebiegało w sympatycznej, nawet żartobliwej atmosferze. Nie było jej jednak do śmiechu, gdy ponownie zjawiła się u lekarza zajmującego się rehabilitacją. - Na wizytę czekałam trzy miesiące - wspomina. - Taka jest kolejka w poradni. Uznałam, że już pora sprawdzić, czy z moim biodrem jest wszystko w porządku. Niestety, lekarz nawet nie spojrzał na dokumentację. Gdy usłyszał, że nie mam ze sobą zeszytu, podziękował mi i dał do zrozumienia, że nie mam co liczyć na jego pomoc - denerwuje się kobieta. - Przecież to jakaś kpina. Powiedziałam mu wprost, że z zeszytów wyrosłam dawno temu - podkreśla była nauczycielka.
Jednocześnie dowodzi, że wpisy prowadzone przez chorych nie mają w jej ocenie większego znaczenia, bo nie są dowodem na to, że pacjent faktycznie "prowadził się" tak, jak to deklaruje na papierze. - Stwierdzić to można tylko poprzez odpowiednie badanie - uważa.
Nie robię nikomu na złość
Podobnie historię zapamiętał lekarz, który odprawił z kwitkiem nasz Czytelniczkę. Tyle, że jego ocena faktów jest odmienna. - Zawsze zakładam, że osoba, która trafia do mojego gabinetu deklaruje chęć współpracy - tłumaczy Stanisław Sosnowski. - Zapisywanie każdego dnia wykonanych ćwiczeń jest zachętą to systematyczności, a to w przypadku rehabilitacji ruchowej ma zasadnicze znaczenie. Dokładnie wytłumaczyłem pacjentce sens tego wymogu, który stosuję w stosunku do wielu osób. Przynosi to oczywiste korzyści.
Jak zaznacza ordynator oddziału rehabilitacji, gdyby widział, że stan kobiety wymaga pilnej interwencji, z pewnością zachowałby się inaczej, ale w tym przypadku tak nie było.
Czy to oznacza, że bez wymaganego zeszytu Czytelniczka nie ma prawa pojawić się w poradni? - Nie lubię robić wyjątków, ale skoro ta pani ma taką niechęć do pisania, jestem gotów spotkać się z nią ponownie - ulega ordynator.