Na igrzyskach w Rio de Janeiro Maria Andrejczyk była jednym z największych odkryć w polskiej reprezentacji. Wygrała eliminacje rzutu oszczepem ustanawiając przy okazji nowy rekord kraju (67,11 m). W finale do brązowego medalu zabrakło jej zaledwie dwóch centymetrów. Lepsza o długość paznokcia okazała się jej idolka, Czeszka Barbora Spotakova.
- Nie chcę być niemiła, ale ona już nie jest moją idolką. Teraz uważam ją za największą rywalkę. Z całym szacunkiem, ale mam plan, żeby jej dokopać. I to konkretnie! Jestem Polką czystej krwi. Mamy w duchu odgrywanie się. Zrobię jeszcze nie raz - wściekała się 20-letnia wówczas debiutantka przed kamerami TVP. Chwilę wcześniej przez łzy przeprosiła kibiców, wśród których szczera, charyzmatyczna i urodziwa zawodniczka zdobyła ogromną sympatię.
ZOBACZ TEŻ:
Rewanż na igrzyskach w 2020 roku nie udał się przez pandemię. Paradoksalnie, decyzja o przełożeniu imprezy w Tokio była dla Andrejczyk znakomitą informacją.
- Jak zareagowałam na tę wiadomość? Byłam zachwycona. Serio. Moje przygotowania były zaburzone prawie od początku roku. Miałam problemy ze ścięgnem Achillesa, nie byłam w stanie trenować. Wiedziałam, że trudno mi się będzie pozbierać. Nie tylko pod względem zdrowotnym, ale też psychicznie. Dzięki pandemii miałam czas na rehabilitację po zabiegu i powrót do zdrowia - przyznaje Andrejczyk.
Sezon olimpijski zaczął się dla zawodniczki Hańczy Suwałki fenomenalnie. Podczas Pucharu Europy Miotaczy w Splicie Andrejczyk w pierwszym rzucie posłała oszczep na odległość 71,40 m. Pobiła tym samym rekord Polski, to też najlepszy wynik od 10 lat i trzeci w historii.
- Rozpoczęcie sezonu takim rekordem życiowym wcale nie jest bajkowym scenariuszem. Oczywiście cieszę się, ten rzut był potwierdzeniem dobrze wykonanej pracy. Ale zawsze są plusy i minusy. Pojawiła się presja, taki rzut był też potężnym przeciążeniem dla organizmu. W Splicie osiągnęłam fajny wynik, lecz mój największy cel w tym roku jest inny - zapewnia Polka.
ZOBACZ TEŻ:
Trener Karol Sikorski podkreślał, że taki rezultat wcale go nie zaskoczył, bo Andrejczyk pokazywała bardzo wysoką formę podczas zgrupowania w Turcji. 25-latka nie uważa, że najlepsza dyspozycja przyszła zbyt wcześnie.
- W ogóle się tym nie martwię. Tylko raz zdarzyło się, że nie trafiłam z najlepszą formą na docelowe zawody sezonu. Ten wynik nie był przypadkowy. Ciężko trenowałam, byłam zmęczona, przez co odpuściłam kilka treningów. Odpoczynek sprawił, że rzuciłam bardzo daleko - tłumaczy oszczepniczka.
Niestety, tak daleki rzut spowodował, że Andrejczyk odnowiła się kontuzja prawego barku. Problem z nim Polka miała już po igrzyskach w Rio. Przeszła skomplikowaną operację, jak sama przyznawała prognozy nie były zbyt optymistyczne. Leczenie zajęło wiele miesięcy, a po powrocie do startów wyniki były przeciętne. Pojawiły się też inne problemy zdrowotne. U zawodniczki wykryto kostniakomięsaka, nowotwór kości w zatokach. Na szczęście łagodny, rzutował jednak na formę - powodował niedotlenienie organizmu. Po jego usunięciu Andrejczyk przyznawała, że nie męczy się już tak szybko.
Oszczepniczka przeszła też zabieg stawu skokowego. Największym zmartwieniem pozostaje jednak bark, kluczowy w jej dyscyplinie. W Splicie po kosmicznym pierwszym rzucie potwierdziła jeszcze formę wynikami 69,68 m (jako pierwsza w historii oszczepniczka dwukrotnie przekroczyła w jednym konkursie odległość 69,50 m) i 65,24 m. Rzuty z początku maja kosztowały ją jednak prawie dwa miesiące przerwy. Wróciła na mistrzostwa Polski w Poznaniu. Zdobyła na nich złoty medal, ale nie była zadowolona z wyniku. Drugą Klaudię Regin pokonała o prawie pięć metrów, lecz i tak nie przekroczyła granicy 60. metra (59,69 m).
ZOBACZ TEŻ:
Naderwane mięśnie i nadszarpnięta torebka stawowa nie zatrzymają Polki w drodze po wymarzony medal olimpijski.
- Przyzwyczaiłam się do tego, że wszystko idzie fajnie i w pewnym momencie coś się dzieje. Najważniejsze jest zachowanie spokoju. Nic nie dzieje się bez przyczyny. Pokonałam już wiele kontuzji, ta jest po prostu kolejną. Doskonale wiem, jak sobie z tym radzić. Takie życie. Jestem zbyt blisko celu, żeby teraz odpuścić - zapewnia zawodniczka ORLEN Team.
Pozytywnym sygnałem przed igrzyskami były występy Andrejczyk na lipcowych mityngach Diamentowej Ligi. W Oslo i Monte Carlo rzucała najdalej - odpowiednio 62,67 i 63,63 m. Na obu zawodach zajęła jednak... drugie miejsca. Wszystko przez nietypowe przepisy. Ustalono bowiem, że w konkurencjach technicznych zwycięzców będzie wyłaniała ostatnia próba. W Norwegii najlepsza była w niej Christin Hussong (60,95 m), a w Monako Spotakova (63,08 m).
- Te mityngi dużo Majce dały. Szybko przekonała się, że jest w stanie rywalizować i wygrywać z najlepszymi. Nie mówię o miejscach w klasyfikacji końcowej, bo pomysł z wyłanianiem zwycięzcy na podstawie wyników z ostatniej kolejki jest trochę chybiony. Mam na myśli realne odległości. W obu przypadkach Majka oddała najdłuższe rzuty i to się liczy. To ma duży wpływ na nastawienie mentalne. Przekonała się, że bez problemu potrafi poradzić sobie z zawodniczkami ze światowej czołówki - skomentował trener Sikorski w rozmowie z Onetem.
ZOBACZ TEŻ:
Podczas igrzysk o złocie zadecyduje jednak oczywiście najdalszy rzut, niezależnie w której kolejce. Jako liderka światowego rankingu Andrejczyk będzie w Tokio faworytką.
- W ogóle mnie to nie rusza. Moim zdaniem faworytek jest kilka. Choćby Sara Kolak, która będzie broniła tytułu czy znakomicie rzucająca w tym roku Hussong. Rywalizacja na pewno będzie zażarta. Nie będę niczego obiecywać. Oczekiwań nie mam żadnych, jestem gotowa na wszystko. Chcę po prostu pokazać się z jak najlepszej strony i oddać kilka dobrych rzutów - podkreśla Andrejczyk.
Ostatnie zdanie przywołuje na myśl słynne powiedzenie o "dwóch równych skokach" Adama Małysza. Nieprzypadkowo. 25-latka współpracuje z prof. Janem Blecharzem, psychologiem sportu, który miał duży wkład w sukcesy "Orła z Wisły". On również będzie ją wspierał w Tokio. Czy pomoże w zdobyciu kolejnego medalu olimpijskiego? Przekonamy się już wkrótce. We wtorek rano (ok. 2.20 w Polsce) kwalifikacje. Konkurs finałowy w piątek od 13.50 naszego czasu.
Tomasz Dębek, Tokio
Obserwuj autora artykułu na Twitterze
ZOBACZ TEŻ:
- Urocza kolarka podbija serca kibiców [ZDJĘCIA]
- Najseksowniejsze lekkoatletki świata. Kibice je uwielbiają! [ZDJĘCIA]
- Małachowski: Mój czas już minął. Chcę odpocząć od sportu [ROZMOWA]
- Tokio 2020. Zero tolerancji dla dopingu, ale kara dla Rosjan nie jest zbyt dotkliwa
- Minister sportu: 12 medali w Tokio będzie umiarkowanym sukcesem [WYWIAD]
- Igrzyska tuż-tuż, a Japończycy chcą je odwołać. To realne?
ZOBACZ TEŻ:
- Najseksowniejsza siatkarka świata? Kanadyjka podbija internet [ZDJĘCIA]
- Koszykarskie „Z Archiwum (3)X(3)”, czyli jak oni to przegrali?
- Andrzej Duda z wizytą w Tokio. Będzie dopingował olimpijczyków
- Dla niej gra Kubot. Jego piękna narzeczona to była Miss Polski!
- Nastula: Nie wyobrażam sobie igrzysk bez kibiców [WYWIAD]
- Przewidywania przed Tokio 2020: Nawet 17 medali dla Polski
Seksowna dziennikarka sportowa Erika Fernandez rozebrała się...
