Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Torunianie: Tyle służb, a nikt nie może nam pomóc? Przecież człowieka tu zabili!

Alicja Wesołowska [email protected]
Bloki socjalne mają 6 lat, a wyglądają jakby niszczono je od dekady. - Zrobili nam getto pod nosem - skarżą się mieszkańcy.
Bloki socjalne mają 6 lat, a wyglądają jakby niszczono je od dekady. - Zrobili nam getto pod nosem - skarżą się mieszkańcy. Lech Kamiński
- Nie mówcie mi, że mamy od was pomoc, bo jej nie ma! - krzyczy Katarzyna. - Musi się stać tragedia, żeby ktoś nas usłyszał?!

W niewielkiej salce przy ul. Olsztyńskiej tłum. Na spotkanie z mundurowymi i urzędnikami przyszły dziesiątki mieszkańców okolicznych bloków. Część nie zmieściła się w pomieszczeniu, stoją na zewnątrz, popalając w zdenerwowaniu papierosy. - Może coś się w końcu zmieni - kręci głową pani Agnieszka. - Przecież człowieka tu zabili! - A gdzie tam - macha ręką jej sąsiadka. - Pogadają, pogadają i będzie jak zawsze.

Zaczyna się spotkanie. Na początku spokojnie: ktoś skarży się na zepsute drzwi, ktoś inny narzeka na zniszczony po raz setny domofon. Przez dobre 10 minut pracownicy Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej przyjmują zgłoszenia. W końcu niewysoka kobieta z tyłu sali rzuca: - Ale chwila! Nie po to tu jesteśmy! Tu człowieka na śmierć pobili, a wy o drzwiach będziecie gadać? Lepiej zróbcie coś, żeby było bezpieczniej! Musi się stać tragedia, żeby ktoś nas usłyszał?

w pierwszą sobotę stycznia. Wtedy na ul. Olsztyńskiej pojawił się 45-letni Piotr R. Mieszkał niedaleko, prawdopodobnie przyszedł, żeby odwiedzić znajomego. Natknął się na samochód - ruchomą melinę, w której chłopaki z Olsztyńskiej lubiły sobie popić. Zwłaszcza odkąd na osiedlu pojawił się Bartosz P. Agresywny, pewny siebie 20-latek szybko zyskał posłuch wśród nastolatków. Tej nocy razem z nim w aucie pił jeszcze młodszy o 4 lata Piotrek W. i doskonale znani na osiedlu "bliźniacy": Artur i Michał S.

Czterdziestopięciolatek też został zaproszony do samochodu. Miał przy sobie piwo, więc czemu nie? Nie wiadomo do końca, o co pokłócił się z o połowę młodszymi od siebie dzieciakami - ale pokłócić się musiał, bo w pewnym momencie zaczęli go bić. Na początku tylko pięściami, ale Bartosz szybko zrobił też użytek z gipsu, który nosił na ręce. Kilka dni wcześniej założyli mu go lekarze, bo tak długo uderzał w skrzynkę pocztową w klatce schodowej, że rozwalił sobie kość.

Bili długo - głównie Bartosz i Piotrek. Jeden z bliźniaków też zabierał się za kopanie, ale brat go odciągnął. Gdy zmęczyli się biciem, skoczyli do domu po tłuczek i wałek, którymi dalej masakrowali Piotra R. Gdy już przestali bić, zawlekli mężczyznę w pobliskie krzaki. W tym czasie ktoś z sąsiadów zadzwonił po pomoc. Chłopcy szybko zorientowali się, że za chwilę przyjadą mundurowi, więc chwycili Piotra R. i przenieśli pod blok. Mężczyzna jeszcze wtedy żył.

Gdy przyjechało pogotowie, już nie oddychał. Policjanci nie mieli większego problemu z zatrzymaniem podejrzanych, wszyscy kręcili się w pobliżu.

na spotkaniu z urzędnikami panuje chaos. Mieszkańcy przekrzykują się nawzajem, tłumacząc mundurowym, że nastolatki terroryzują okolicę. W końcu z krzesła wstaje energiczna, niska brunetka. To pani Katarzyna, niepisana gospodyni osiedla. - Cicho! - krzyczy. - Teraz ja mówię!

Cała sala posłusznie milknie. - Kilka dni wcześniej wszędzie dzwoniłam po pomoc - opowiada już spokojnym tonem pani Katarzyna. - Radiowóz przyjechał półtorej godziny od wezwania. W samochodzie były dzieciaki, nieletnie dziewczyny. Policja pozwoliła im odejść. A nie można było wtedy podejść do ich rodziców? Upomnieć? Gdyby jakaś instytucja nam wtedy pomogła, skutecznie zareagowała, to nie doszłoby do tego zabójstwa! Więc nie mówcie mi, że mamy od was pomoc, bo jej nie ma! Gadać można wszędzie i wszystko, ale z gadania nic nie wynika! Bo nikt nic nie robi. Przyjadą - pojadą! I tyle!
Na sali zrywają się oklaski: - Brawo, pani Kasiu!

Strażnik miejski spokojnie czeka, aż ucichną. - Mówi pani, że dzwoniła wszędzie? - odpowiada pytaniem na pytanie. - Proszę powiedzieć, gdzie. Ja mogę odpowiadać za siebie i za swoich pracowników. Jeśli oni zawalą, to będę z tego rozliczał. Ale proszę, pamiętajmy, że straż miejska zajmuje się przede wszustkim sprawami porządkowymi. Przestępstwami zajmuje się policja.

Sypią się kolejne pytania: - Dzieciaki robią, co chcą, biegają z nożami! Dlaczego wy się nie zajmiecie ich rodzicami?

Na zarzuty odpowiadają policjanci. - Nie zdajecie sobie nawet sprawy, ile ten chłopak już przegadał godzin z rodzicami tych dzieci - tłumaczy komisarz z komisariatu na Rubinkowie, wskazując na dzielnicowego. - I nic! Policja nie jest od wychowywania. Jeśli dzieci mają mniej niż 13 lat, to z reguły nie podlegają odpowiedzialności karnej. Odpowiada za nie rodzic. Sprawa trafia do sądu, to już nie jest w kwestii policji.

przy ul. Olsztyńskiej zostały oddane do użytku w 2006 r. Tylko w 2013 naprawy w socjalnych blokach kosztowały Zakład Gospodarki Mieszkaniowej w Toruniu 20 tys. zł. ZGM współpracuje z mundurowymi, wprowadził dyżury administratorów, planuje sadzenie drzew i remonty. - Działania te mają na celu integrację lokalnej społeczności - mówi Karolina Wojciechowska, rzecznik prasowa ZGM. - Chciałabym jednak zaznaczyć, iż ZGM nie jest jednostką powołaną do resocjalizacji osób nieprzystosowanych do życia w społeczeństwie. Zajmują się tym odpowiednie służby.

Olga Okrucińska, rzecznik prasowa toruńskiego MOPR-u zapewnia, że rodziny z bloków socjalnych są pod opieką urzędników. - Mamy na Olsztyńskiej klub seniora, klub informatyczny, świetlicę, do której uczęszcza ok. 50 dzieci - wylicza. - Pracownicy pomagają im odrabiać lekcje, organizują dziesiątki zajęć, wspólnych wyjść, konkursów, dyskotek, przedstawień.

Przeczytaj także: Morderstwo, bójki, zastraszanie, demolowanie. "Mamy dość"
Mieszkańcy widzą to inaczej. - Świetlica jest fajna, ale średnio działa - mówi pani Alicja. - Pewnie dlatego, że większość z tych dzieciaków nie ma ochoty przyłączyć się do zorganizowanej grupy. Bo wtedy już trzeba się dostosować. Wygodniejsza jest samowolka i anarchia. Nie rozumiem, jak można było dopuścić, by na osiedlu rządziły nastoletnie bandziory? Jak to jest: tyle służb, a nikt nie potrafi pomóc?

Prof. Arkadiusz Karwacki, socjolog z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, podkreśla, że problem jest złożony, a rozwiązań nie da się zamknąć w dwóch zdaniach. - To, co postrzegamy jako instytucjonalną bezradność, należy wiązać z uprawnieniami tych instytucji, ale także z przekładalnością ponoszonej przez nich odpowiedzialności na dochód z pracy - zauważa naukowiec - Spójrzmy zatem na polskie prawo, na zarobki służb, od których wymagamy stanowczych reakcji. Kiedy wkraczamy w świat młodych, zdeprawowanych ludzi, kładziemy na jednej szali nasze bezpieczeństwo. Warto zapytać: co jest na drugiej? Reakcja jest bardzo prosta: robię, co muszę. I tyle. I jest to w pełni funkcjonalna decyzja.

Z danych policji: W 2013 roku komisariat Toruń-Rubinkowo prowadził postępowania wobec 14 nieletnich z rejonu bloków na ul. Olsztyńskiej. Postępowania objęły w sumie 81 czynów zabronionych (nie wliczamy tutaj przypadków demoralizacji). Mundurowi podkreślają, że na osiedlu jest punkt przyjęć dzielnicowych otwarty dwa razy w tygodniu. Ale kolejek do niego nie ma.

Na brak współpracy narzekają też strażnicy. - Zadzwonię po nich, a potem przez miesiąc będę czyścić drzwi, bo mi "stara k***" na nich napiszą - wzrusza ramionami pani Ewa, lokatorka z Olsztyńskiej. - Miasto zrobiło cztery bloki socjalne w jednym miejscu i ma. A my jesteśmy bezbronni.

- Media niemal każdego dnia dostarczają nam argumentów, żeby się nie wychylać - prof. Arkadiusz Karwacki nie dziwi się reakcjom mieszkańców. - Osoba, która dostrzega akty przemocy, zastanawia się, czy stanowcza reakcja z jej strony nie wywoła zagrożenia dla jej życia, zdrowia czy mienia - przy niewielkich problemach, których doświadczy sprawca występków. Problem jest złożony. Jeśli przestrzennie gettoizujemy ludzi, to skutkiem tego jest siła przedstawicieli tych środowisk i próba narzucania własnego porządku. Może zatem rozproszone mieszkania socjalne są lepszym pomysłem niż bloki czy osiedla socjalne?

Spotkanie kończy się po prawie trzech godzinach. Efekt? Wszyscy zgadzają się, że problem ulicy Olsztyńskiej trzeba rozwiązać. - To przecież nie jest tak, że tu mieszka sama patologia - podkreśla Jan Kwiatkowski z rady okręgu. - To morderstwo mogło się przecież równie dobrze zdarzyć na Rubinkowie. Gdy mówię ludziom, gdzie mieszkam, to niektórzy aż się odsuwają. Mam tego dość.

- No to sobie pogadaliśmy - wzrusza ramionami pani Agnieszka, wychodząc z sali.

Jeszcze nie wie, że w chwili, gdy to mówi, policjanci zatrzymują kolejnych młodych ludzi z Olsztyńskiej. Dzień wcześniej zaatakowali nożem dostawcę pizzy.

Imiona niektórych mieszkańców na ich prośbę zostały zmienione.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska