Prawdopodobnie nie dostosowana do trudnych warunków drogowych prędkość była bezpośrednią przyczyną tego dramatu. Minęła godzina 14, gdy jadący od strony Tarnobrzega w kierunku Nowej Dęby samochód, na zakręcie prawymi kołami "złapał" ośnieżone pobocze.
Zobacz zdjęcia: Tragiczne uderzenie w podporę wiaduktu
Kierowca nie zdołał zapanować nad kierownicą, auto zjechało z drogi i chwilę później z ogromną siła uderzyło w betonową podporę wiaduktu kolejowego. A właściwie byłego wiaduktu, gdyż nasyp został już rozebrany - pozostały jedynie podpory i metalowe elementy konstrukcji wiaduktu. Mercedes wbił się w kant podpory tak mocno, że cały przód samochodu został zniszczony, a podwozie zostało niemal oderwane.
Przeczytaj: Śmierć na drodze w Prądocinie. Pod kołami zginął 20-latek
Szokujące jest to, że bezpośrednio po wypadku żadna z wielu przejeżdżających tą drogą osób nie zatrzymała się, aby ratować ciężko rannego kierowcę! Ludzie patrzyli na leżącego człowieka i jechali dalej!
- Tak, słyszałem o tym właśnie i jestem zszokowany, że nikt się nie zatrzymał, aby pomóc - mówi Wojciech Wąsik, dyrektor szpitala w Tarnobrzegu.
Akcję reanimacyjną podjęła dopiero lekarka pogotowia ratunkowego z Tarnobrzega, która akurat w tym czasie przejeżdżała tą trasą. Później przekazała rannego swoim kolegom ratownikom, którzy przyjechali dwoma ambulansami. Niestety, pomimo prowadzonej przez trzy kwadranse akcji reanimacyjnej, życia 72-letniego Edwarda M. nie udało się uratować.
Przeczytaj: Sępólno Krajeńskie. Tajemnicza śmierć na drodze
Wskutek wypadku droga była całkowicie nieprzejezdna. Na miejscu przez ponad dwie godziny pracowali żandarmi wojskowi, strażacy i policjanci - kierowali ruchem i pod nadzorem prokuratora zabezpieczali ślady, które będą pomocne w ustaleniu przyczyn tragedii. Samochody w tym czasie kierowane były na objazdy.
Czytaj e-wydanie »