W mieszkaniu na piętrze oficyny przy ulicy Staroszkolnej w Bydgoszczy nie ma firan. - Całe były we krwi - pani Lidia K. głęboko zaciąga się mocnym papierosem i wskazuje na gołe okno.
Jej ranny syn w piątek wyszedł ze szpitala. Teraz mężczyzna chodzi nerwowo między dwoma pokojami. Zatrzymuje się i odsłania trzy opatrunki - na środku klatki piersiowej, na łopatce i na twarzy. - Bóg tak kierował tym nożem, że przeżyłem - mówi 27-letni Krzysztof K.
W środę o godz. 6 rano w bydgoskim szpitalu zmarł jego brat, 33-letni Marcin K. Dwie godziny wcześniej lekarze skończyli go operować.
Przyszedł z nożem
To, co dokładnie wydarzyło się na tyłach kamienicy na bydgoskim Okolu, wyjaśni śledztwo. Sprawę bada prokuratura Bydgoszcz-Południe.
- Protokoły z miejsca zdarzenia są już w Zakładzie Medycyny Sądowej UMK w Bydgoszczy. Razem z ciałem zmarłego - mówi Leon Bojarski, szef prokuratury rejonowej. - Wnioski z sekcji zwłok mają być gotowe mniej więcej za dwa tygodnie - ocenia.
Lidia K. jest przekonana, że tragedii można było zapobiec.
- Źle było już w tamtą niedzielę - wspomina kobieta. - Marcin awanturował się. Zresztą nie pierwszy raz.Mieszkaliśmy tu wszyscy, ale ich po prostu nie mógł znieść - zawiesza głos i patrzy na swojego drugiego syna Krzysztofa, jego żonę i liczącą 3,5 roku wnuczkę Klaudię. - A we wtorek przed północą wrócił do domu z nożem...
Morderstwo na wyspie Jersey. "To było zwykłe małżeństwo"
"Myślałem, że zginę"
Według relacji kobiety, Marcin K. wszedł do pokoju brata.
- Gdybym spał, już bym nie żył - mówi Krzysztof. - Marcin zaatakował, coś krzyczał, ja tylko się broniłem. Nie uniknąłem ciosów. Wybiegłem z domu - myślałem, że zginę.
- Wyleciał przed dom i wzywał pomocy - wspomina matka. - Zadzwoniliśmy po policję. Przyjechali po jakimś czasie. Krzysztof wołał, że w mieszkaniu jest dziecko. Gdy już weszli do środka, Marcin leżał i tracił przytomność. Pchnął się nożem w serce - kobieta patrzy w blat ławy.
Gdy już weszli do środka, Marcin leżał i tracił przytomność. Pchnął się nożem w serce
Dziecko ofiarą?
- Chyba myślał, że mnie zabił - Krzysztof K. rozkłada ręce. Wzrok ma utkwiony w oknie. - Że zabił brata...
W piątek od tragedii minęły trzy dni. Lidia K. choć w szoku, chce rozmawiać. Próbuje zrozumieć, co się stało we wtorkową noc: - Miałam czterech synów. I córkę. Marcina już nie ma... Pogrzeb będzie we wtorek, przy Kossaka - zawiesza głos.
- Marcin zawsze sprawiał kłopoty - kobieta sięga po kolejnego papierosa. Patrzy na synową.
Dramat na bydgoskim Śródmieściu. Były mąż zaatakował żonę nożem
- On miał złych znajomych - wzdycha żona Krzysztofa. - Ciężko nam tu razem było. Ale czy to powód, żeby się zabijać? - Żeby wbić sobie nóż w serce?! - teściowa przerywa synowej. Ma łzy w oczach.
Rodzina nie przesadza mówiąc dziś o kłopotach: - Czy on siedział? Bez przerwy dostawał jakieś wyroki - przyznaje matka. - Raz był pięć miesięcy w więzieniu w Czarnem. Innym razem siedział gdzieś trzy miesiące.
Lidia K. podkreśla, że wielokrotnie wzywała policję, gdy syn stawał się niebezpieczny: - Już taki był. Jesienią zabrali go na obserwację psychiatryczną. Szybko wypuścili. No i teraz stało się.
Rodzina nie ukrywa też, że często pił. Ale prokuratura jest zdecydowana wyjaśnić jeszcze inne podejrzenie w sprawie wtorkowej tragedii: - Śledztwo wyjaśni, czy wobec czteroletniego dziecka miały miejsce czynności lubieżne - ucina prokurator Leon Bojarski.
- To bzdura! - mówi Krzysztof K., ojciec Klaudii. Dziewczynka chodzi po pokoju. Nie zdaje sobie sprawy z tego, co stało się we wtorek. - To żadna tajemnica, że Marcin się tu obnażał, jak był pijany. Ale jej nie tknął! - zapewnia.
- Kochał Klaudię, mimo że nie zgadzał się z bratem - zapewnia Lidia K.
Czytaj e-wydanie »