Stary dom o drewnianej konstrukcji przy ulicy Lipowej w Mąkowarsku. Dwa kilometry od centrum wsi, przy oblodzonej wczoraj drodze w stronę Krówki.
- Przybiegł do nas Mateuszek, boso, tylko w majtkach, cały poparzony - opowiada sąsiad Tomasz Malicki. - Krzyczał, bym ratował, bo dom się pali... Pobiegłem od razu. Sąsiadka, poparzona, ze spalonymi włosami zdążyła wyprowadzić trójkę dzieci, krzyczała przed domem, że w środku chyba jeszcze Michałek został. Ale do domu nie szło już wejść. Paliło się wszystko od strony drzwi wejściowych. Sam ogień...
Przeczytaj także:Pożar domu w Mąkowarsku. Trzyletnie dziecko nie żyje [zdjęcia]
- A ja tam jeszcze godzinę wcześniej u siostry w kuchni, papierosa paliłem - mówi Wacław Polasik, właściciel gospodarstwa. - Potem poszedłem do chlewa robotą się zająć. I tam usłyszałem krzyk... Mam 66 lat, tu się urodziłem, gospodarkę przejąłem po mamie... Dom przekazałem siostrze... Od prądu chyba ten ogień... Nie szło nic zrobić, uratować...
Michałka wyciągnęli z łazienki dopiero strażacy. Znaleźli go w koszu na bieliznę. Długo szukali, gdyby choć zapłakał wcześniej...
Sygnał o pożarze w Mąkowarsku dotarł do dyżurnego Państwowej Straży Pożarnej w Bydgoszczy i do remiz OSP w Mąkowarsku i Koronowie o godz. 11.08. Przyjechali szybko. Również karetka mąkowarskiego pogotowia ratunkowego, które z końcem tego roku chce zlikwidować minister zdrowia. Zjechali też strażacy OSP z Gościeradza, Gostycyna i jeden wóz państwowej straży z Bydgoszczy. Łącznie pięć samochodów bojowych.
Kiedy po godz. 12 dojeżdżałem do Mąkowarska, do bydgoskiego szpitala "Biziela" pędziły jedna za drugą karetki pogotowia. Z najmłodszym Michałkiem, który jeszcze dawał oznaki życia i jego rodzeństwem: Kasią, Dominikiem i Mateuszem. Jechała z nimi ich mama. Trójka starszych dzieci była w szkole.
Drogę wokół palącego się domu przegrodzili taśmami policjanci. Strażacy dogaszali ogień. W niebo biły gęste zwały dymu. Za taśmami stali sąsiedzi. Od nich dowiedziałem się, że Michałek nie żyje. Kobiety płakały. Mówiły: - Żal tego Michałka. To taki kochany dzieciak... Co za tragedia... Co za Boże Narodzenie... Szczęście, bo u nich był punkt wymiany butli, że wiatr nie wiał w stronę tych butli. Bo mogło dojść do jeszcze większej tragedii...
Po godzinie 13 przyjechał wezwany z pracy ojciec dzieci. Na miejscu dowiedział się, że Michałek nie żyje. Krzyk: - Nie uratowali mojego synka! Ktoś chwycił go mocno w ramiona, ktoś powiedział: - Dzwońmy do dyrektora Karwata z opieki społecznej po psychologa. Trzeba go ratować... Ojcem zajął się lekarz z karetki.
Na miejscu są też władze gminy Koronowa, sołtys wsi, ekipa Enei. Adam Kęskrawiec, zastępca dyrektora Zakładu Gospodarki Komunalnej w Koronowie rozmawiał już z burmistrzem o mieszkaniu dla pogorzelców. - Najbliższą noc spędzą u swej babci - mówi. - Przygotowujemy dla nich mieszkanie komunalne w Łąsku albo w Bieskowie. Wybierzemy chyba to w Bieskowie. 60-metrowe, z centralnym ogrzewaniem, z umeblowaną kuchnią, dwoma tapczanami i łóżkiem. Najgorsze, że nie mają co na siebie włożyć. Wszystko spłonęło.
Najlepsze artykuły za jednym kliknięciem. Zarejestruj się w systemie PIANO już dziś!
Sąsiedzi, mieszkańcy Mąkowarska natychmiast zaczęli znosić koce, kołdry, pościel, ubrania. Burmistrz uruchomił dla pogorzelców specjalne konto. - O pomoc zwrócił się też z ambony proboszcz miejscowej parafii - mówi Ewa Siekierska, sołtys Mąkowarska. - Prezes GS już zapowiedział, że będzie im dostarczał żywność. Mieszkańcy przychodzą, telefonują, pytają, co im trzeba, dokąd i co zanieść. Boże, co za święta... - wzdycha pani Ewa.