O wszechwładzy Kościoła, wie chyba najlepiej moja koleżanka, która mieszkając niedaleko znanej rozgłośni w Toruniu, nie mogła obejrzeć stacji telewizyjnych innych niż państwowe, i mówiąc delikatnie- złościło ją to. Ja, o wszechogarniającym katolicyzmie przekonuję się każdego dnia. Tyle tylko, że niekiedy, to bardziej boli. I mówiąc delikatnie - wkurza.
Spieszyłam się na pociąg w Poznaniu, specjalnie - wiedząc, że "wielki dzień nam nastał" - opuściłam ostatnie zajęcia, żeby po prostu zdążyć kupić bilet. Biegnę, biegnę, na plecach komputer, w ręce wór z brudnymi ciuchami (właścicielka po namyśle zabrała pralkę), na ramieniu torebka wypchana notatkami. Wbiegam i staję lekko zaniepokojona. Bo oto poznański dworzec zachodni, zwykle lekko tylko "przeładowany", dzisiaj - strzela fula. No, ale - myślę sobie - MAM CZAS. Po 40 minutach w kolejce, gdy już prawie dotykałam bram raju, a pani wydawaczka biletów niczym święty Paweł witała mnie w domu Ojca, usłyszałam: Przeeerwa. No i zanim się spostrzegłam, znowu byłam na końcu kolejki. Nigdy nie dorównam panom, którzy ZAWSZE mają na sobie dres, są zbyt wysportowani.
Zakup biletu, też nie gwarantował szczęścia - na peronie trwała zaciekła walka o to, kto do pociągu wskoczy: staruszka z kwiatami czy młodzian z laptopem. Wygrała młodzież. Ale dla mnie miejsca nie starczyło. W oczekiwaniu na cud, rozpoczęłam rozmyślania poznańskie.
Teza wyjściowa brzmiała: Polska to państwo kościelne. Dlaczego w wolnym państwie nie mam wolnego wyboru? Dlaczego niczym baranek na rzeź muszę … MUSZĘ:
-uważać, by nie urazić uczuć religijnych katolików (podczas, gdy inne wyznania są wyszydzane) (dupa, wcale nie ma równości)
-dostosować swój czas, do świąt kościelnych (nie sposób poruszać się po Polsce przed i po, a także w trakcie 1 listopada, 15 sierpnia etc.; nawet książek nie można wypożyczyć!)
-z pokorą znosić fakt, że w telewizji 50% wiadomości to infokatolik