Od września do grudnia 1939 r. w majątku rodziny Seydów w Radzimiu (Niemcy zamordowali Stefanię Seydę i jej syna Tadeusza) działał przejściowy obóz Selbstschutzu, w którym dochodziło do okrutnych mordów. Po wojnie ekshumowano szczątki 109 osób, z czego udało się ustalić tożsamość tylko kilku ofiar.
- Dalsza identyfikacja stała się możliwa na podstawie analizy akt sądowych o uznanie za zmarłego, a także zeznań świadków - zarówno tych, którzy zeznawali po wojnie, jak i współczesnych. W ten sposób doszliśmy do 76 ofiar, które mają imiona i nazwiska. Śledztwo pozwoliło również na pogrupowanie dat, w których dochodziło do masowych zabójstw - ujawnia Mieczysław Góra, prokurator Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Gdańsku-Delegatura IPN w Bydgoszczy.
Doszliśmy do 76 ofiar, które mają imiona i nazwiska
Nadzwyczaj cenne okazały się zeznania Brunona Borlika, niedoszłej ofiary masowej egzekucji w Radzimiu z 22 października 1939 r. Tego dnia do obozu przywieziono 20 przedstawicieli polskiej inteligencji z Sępólna Krajeńskiego, z których 19 zamordowano. Brunon Borlik udał zabitego, po wydostaniu się z jamy grobowej ukrył się w szuwarach pobliskiego jeziora Zaręba.
- Zachowały się jego zeznania z zatrzymania, przewiezienia do obozu i samej egzekucji. - mówi prok. Góra.
W PRL zbierane były zeznania świadków, część materiałów przekazano do Centrali Badania Zbrodni Narodowosocjalistycznych w Ludwigsburgu. Jednak w RFN materiały te nie zrobiły wrażenia na śledczych.
- Zeznania polskich świadków uznawano za niewiarygodne, w odróżnieniu od tego, co zeznawali Niemcy. A sprawcy? Jeśli stawali przed niemieckimi sądami, to nie pamiętali, twierdzili, że w tym czasie byli w innym miejscu - tłumaczy prok. Góra.
Kim byli kaci z obozu w Radzimiu? To ci sami miejscowi Niemcy, których nazwiska prokurator IPN ujawnił prowadząc śledztwo w sprawie zbrodni w Karolewie (postępowanie zakończono w 2014 r.)
- Obecnie prowadzone dochodzenie w sprawie zbrodni nazistowskiej będącej jednocześnie zbrodnią wojenną i przeciwko ludzkości, popełnionej w Radzimiu, jest pierwszym kompleksowym śledztwem. Wykorzystywane są szczątki, jakie pozostały po podejmowanych po wojnie próbach. Wiemy na pewno, że nigdy nie wydano żadnej decyzji kończącej, nie ustalono, kto zginął, w jakich okolicznościach, jak funkcjonował obóz, ilu mogło być osadzonych - przyznaje śledczy IPN.
Ofiarami zbrodni Selbstschutzu w obozie w Radzimiu byli mieszkańcy powiatów: sępoleńskiego i chojnickiego. Część z tych, którzy trafili do obozu zginęła w Rudzkim Moście i Karolewie. Do obozu w Radzimiu mieli też zostać doprowadzeni Żydzi z Chojnic, Sępólna Krajeńskiego i Kamienia Krajeńskiego.
- Nie wiemy, gdzie zostali zabici. Na pewno nie w miejscach, w których przeprowadzono ekshumacje - przyznaje prok. Góra.
O zbrodni w Radzimiu będziemy wiedzieć więcej także dzięki przygotowywanej przez dr Izabelę Mazanowską, historyka z bydgoskiego IPN, monografii. Publikacja ma się ukazać na przełomie roku.
