- Jeśli to się nam uda, to nasz haft będzie tak samo traktowany jak szopki krakowskie czy jak procesja Bożego Ciała w Łowiczu i wiele innych inicjatyw czy takich zwyczajów, które są od lat w naszej kulturze - podkreśla Maria Ollick, prezeska Borowiackiego Towarzystwa Kultury.
Okazuje się, że wpisanie na krajową listę dziedzictwa niematerialnego wymaga zadania sobie dużo trudu. Działania te wiążą się ze zbieraniem dokumentów, które mogą poświadczyć, że haft kaszubski szkoły borowiackiej i tucholskiej istnieje od okresu międzywojennego. Starania przypominają nieco policyjne śledztwo czy pracę historyka. Dowodem tego, że szkoła borowiacka ma tradycję są fotografie i ikonografia. Działacze BTK z dużym zaangażowaniem zajęli się zbieraniem danych.
Działania były realizowane wspólnie z Muzeum Narodowym, oddziałem etnograficznym w Gdańsku. Wszystkie ślady świadczące o tradycji borowiackiej szkoły haftu kaszubskiego trzeba było dostarczyć właśnie do Gdańska.
Panie hafciarki szkolą młodsze panie
Działacze Borowiackiego Towarzystwa Kultury otrzymają licencję, aby występować jako reprezentacja środowiska krajowego dziedzictwa. A w Tucholi właśnie o owe dziedzictwo dbają, jak to tylko możliwe. Panie hafciarki, co tu dużo kryć, są coraz starsze. Im samym zależy, by przekazywać swoją wiedzę następnym pokoleniom. To one wystąpiły z pomysłem, aby zorganizować otwarte warsztaty hafciarskie, na które mogą przyjść wszyscy chętni. I tak się dzieje - gmina Tuchola przekazała grant w wysokości 1, 2 tys. zł i teraz co poniedziałek można szkolić się w podstawach haftu.
- Tucholskie hafciarki uczą tej pięknej sztuki, która jest naszą marką lokalną - mówi Ollick. - Jeśli nie zadbamy teraz, to może pójść w zapomnienie. Cieszymy się, że młode osoby przychodzą na te zajęcia.
