Komentarz autorki:
Komentarz autorki:
W porównaniu do innych specjalistycznych urządzeń łódka z silnikiem strumieniowym wcale nie jest droga. Może dzięki wsparciu kilku samorządów udałoby się ją kupić? Przecież samorządowcom zależy na tym, żeby turyści czuli się u nas dobrze - i bezpiecznie. Inna sprawa, że żaden sprzęt nie zastąpi zdrowego rozsądku. Kajaki w maju, w dodatku z czteroletnim dzieckiem na pokładzie? Rodzicom przydałoby się trochę wyobraźni.
Pisaliśmy w "Pomorskiej" o kajakarzach, którzy w długi weekend zaliczyli wywrotkę i wpadli do wody. Czwórce dorosłych i dziecku udało się złapać konara, na brzeg pomogli im się dostać strażacy. Nasz Czytelnik był świadkiem akcji ratunkowej.
- Strażacy nie byliby w stanie nic zrobić, gdyby nie kajaki uczestników spływu. Patrząc na sprzęt, to cofamy się do średniowiecza, bo ratownikom zostaje linka - komentuje mężczyzna. - Przyjechali w mundurach pożarowych i ciężkich butach, a przydałyby im się specjalne stroje. I łódka z silnikiem strumieniowym, która wcale nie jest droga, a można nią płynąć nawet po gałęziach. Wystarczyłaby na nią miesięczna dieta radnych...
Nasz Czytelnik apeluje, by zainteresować się sprawą przed sezonem, zanim na Brdę ściągną rzesze kajakarzy. - To żenujące, że starostwo czy inne odpowiedzialne za bezpieczeństwo urzędy nie wyposażą odpowiednio choćby strażaków, którzy mają sprzęt do ratowania na jeziorach, ale na rzekach już nie. I jeszcze jedna sprawa: brakuje dojazdów do rzek.
Jaki mają sprzęt?
Strażacy przejrzeli swój sprzęt ratunkowy. Co mają na stanie? Sześcioosobowy ponton marines, łódź wiosłową z dwoma silnikami zaburtowymi, sanie lodowe, 12 kamizelek ratunkowych, cztery kombinezony niezatapialne, koło ratunkowe, rzutkę z linką, linki ratownicze oraz sprzęt do udzielania pierwszej pomocy medycznej: dwa zestawy PSP-R1, w tym dwa do tlenoterapii, defibrylator oraz troje noszy ortopedycznych.
Jacek Sławatycki, zastępca komendanta tucholskiej straży, przyznaje jednak, że jednostka nie ma sprzętu, który pomagałby sprawnie poruszać się po rzekach. - Łódź płaskodenna z silnikiem strumieniowym to koszt rzędu 20-30 tys. zł, a wystarczyłaby dwuosobowa - mówi.
Jednak straż nie ma co liczyć na to, że powiat sypnie groszem. Jak tłumaczy starosta Dorota Gromowska, zgodnie z przepisami zapewnienie bezpieczeństwa osobom korzystających z turystyki wodnej nie należy do zadań powiatu, a do organizatora wyprawy, który jest zobowiązany poinformować o zagrożeniach. A jeśli ktoś chce płynąć indywidualnie, robi to na własną odpowiedzialność.
Z mieliznami i konarami
Brda jest zdradliwa, bo nie ma uregulowanego koryta. Jak mówią strażacy, pełna jest płycizn, mielizn i podwodnych roślin, a na odcinku przepływającym przez powiat tucholski jest objęta ścisłą ochroną rezerwatową. Oznacza to, że pnie drzew, które przewracają się do wody, pozostają w korycie rzeki i bywają niewidoczne dla kajakarzy.
Poza tym niełatwo dostać się do rzeki. Ratownicy mieli kłopot, by zlokalizować topiących się kajakarzy. - Mówili, że są niedaleko Woziwody, ale gdzie dokładnie? Trudno było ich znaleźć - mówi Sławatycki.