Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Twarda z niej kobieta! Opowieść o Agnieszce Kopczyńskiej ze Złotopola

Małgorzata Chojnicka
Małgorzata Chojnicka
Małgorzata Chojnicka
Agnieszka Kopczyńska ze Złotopola w powiecie lipnowskim od 30 lat zajmuje się hodowlą drobiu. Z tą branżą związana jest praktycznie całe swoje życie. Los ciosów jej nie szczędził. Niedawno spłonął jeden z kurników. W płomieniach zginęło 15 tysięcy jednodniowych kaczątek.

Agnieszka Kopczyńska ze Złotopola w powiecie lipnowskim od 30 lat zajmuje się hodowlą drobiu. Z tą branżą związana jest praktycznie całe swoje życie. Los ciosów jej nie szczędził. Niedawno spłonął jeden z kurników. W płomieniach zginęło 15 tysięcy jednodniowych kaczątek.
Utrzymać się z produkcji drobiu nie jest łatwo. Jeszcze w latach 90. wystarczył jeden lub dwa kurniki, aby zapewnić byt kilkuosobowej rodzinie. Teraz musi być ich kilka i to nastawionych nie tylko na jeden gatunek drobiu. Szybujące w górę ceny opału i paszy, a przede wszystkim ptasia grypa sprawiły, że hodowla drobiu zaczyna przypominać grę w ruletkę. Raz się zarobi, a innym razem straci. Grunt, by wyjść trochę na plus i przeczekać do lepszej koniunktury. Do tego dochodzą jeszcze zdarzenia losowe, które w ciągu godziny potrafią obrócić w niwecz wieloletnie starania.

Ogień strawił wszystko

Tak stało się u Agnieszki Kopczyńskiej ze Złotopola w powiecie lipnowskim, gdzie w lutym br. spłonął kurnik i 15 tysięcy piskląt kaczki. Przyjechały po południu, a późnym wieczorem wybuchł pożar. Całe szczęście, że ogień nie przeniósł się na pozostałe kurniki, w których były pięciodniowe indyczki.
- Syn był w kurniku o 21-wszej – opowiada Agnieszka Kopczyńska. – Umówiliśmy się, że spotkamy się tam za godzinę. Jednak wcześniej wyjrzałam z domu i zobaczyłam płomienie na dachu. Zadzwoniłam do syna, a on na numer alarmowy. Aż boję się pomyśleć, co by się stało, gdybyśmy spali. Straż przyjechała bardzo szybko, ale hala wewnątrz spłonęła doszczętnie. Jednak udało się zapobiec rozprzestrzenieniu ognia na pozostałe kurniki. Blacha na dachu jest powyginana od wysokiej temperatury. Straty zostały wstępnie oszacowane na ponad milion złotych. Zamierzam odbudować spaloną halę, ale jest to uzależnione od wypłaty odszkodowania. Koszt samej blachy na dach to jakieś 200 tysięcy złotych. Osiem lat temu przeżyłam już pożar kurnika i wiem, że z firmami ubezpieczeniowymi łatwo nie jest. Wówczas doszło do spięcia instalacji elektrycznej, a teraz najprawdopodobniej zapaliło się od wentylatora.

Nie ma czasu na chwile zwątpienia

Po takiej stracie trzeba się bardzo szybko pozbierać. Nie można sobie pozwolić na chwile zwątpienia i rozpamiętywanie tego, co się stało. Pozostałe kurniki przecież ocalały, a w nich pracy jest mnóstwo. Bardzo drogi jest sam wychów piskląt. Mała kaczka wymaga 30 stopni Celsjusza, a indyk o pięć stopni więcej. Przy obecnych cenach zarówno opału, jak i energii elektrycznej generuje to potężne koszty. Wprawdzie kaczka rośnie nie tak długo, bo sześć tygodni, ale już indyk – szesnaście.
Jeśli ktoś nie jest związany z hodowlą drobiu, nawet nie zdaje sobie sprawy, jak skrupulatnie należy prowadzić dokumentację. Tu ptasia grypa bardzo skomplikowała życie i trzeba odnotowywać nawet każdy przyjazd samochodu z paszą.

Z drobiem za pan brat

Z hodowlą drobiu Agnieszka Kopczyńska związana jest praktycznie przez całe swoje życie. Jej rodzice zaczynali od jednego kurnika i hodowli gęsi. Potem były kaczki, brojlery, kury nioski. Gdy miała 16 lat przyszedł bardzo bolesny cios. Jej tato zginął porażony prądem, a ona została z mamą i jedenastoletnią siostrą. – Stało się to podczas remontu kurnika – wspomina. – Wystarczył pośpiech i chwila nieuwagi. Zastanawiałyśmy się, czy damy sobie same radę, ale postanowiłyśmy zaryzykować. Było naprawdę ciężko. Mama się nie załamała, a my jesteśmy drugim pokoleniem w rodzinie, które utrzymuje się z hodowli drobiu.
Pani Agnieszka od 30 lat prowadzi fermę drobiu, najpierw wspólnie z mężem, a od 20 lat praktycznie sama. W tym czasie wybudowała cztery nowe hale, a dwa istniejące wcześniej kurniki rozbudowała i wyremontowała. Wychowała troje dzieci, z których dwoje jest już na „swoim” i na pewno nie zwiąże swojej przyszłości z hodowlą drobiu. Dopiero od kilku lat w rodzinnym biznesie pomaga jej najmłodszy syn.
- Pożar był dla mnie dużym ciosem, ale sobie poradzę, jak już niejeden raz – podsumowuje. – Życie mnie zahartowało i musiałam stać się twardą kobietą. To straszne, gdy można tylko patrzeć, jak ogień wszystko niszczy. Chciałabym bardzo podziękować strażakom za ich poświęcenie. Aż strach pomyśleć, co by się stało, gdyby nie oni.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Plantatorzy ostrzegają - owoce w tym roku będą droższe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska