Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tyle mu zawdzięczamy, że gdyby Go nie było, trzeba by Go wymyślić. Zbigniew Urbanyi miał jakąś moc przemieniania "w złoto" wszystkiego, co sam wymyślił

Tomasz Malinowski
Śśp. redaktor Zbigniew Urbanyi w rozmowie z  Ireną Szewińską, członkinią MKOl. podczas jubileuszowej gali sportowej "Gazety Pomorskiej"w 1998 roku
Śśp. redaktor Zbigniew Urbanyi w rozmowie z Ireną Szewińską, członkinią MKOl. podczas jubileuszowej gali sportowej "Gazety Pomorskiej"w 1998 roku archiwum GP
Redaktor Zbigniew Urbanyi wspominany jest jako prawdziwy gejzer pomysłów. Nawet te z kategorii utopijnych doprowadzał do realizacji, bo jak nikt potrafił swoim entuzjazmem zarażać innych.

Cape Horn, Euros, M/S Bydgoszcz, Dar Młodzieży , Solanus - wielką miłością Zbyszka było morze. Był wszędzie tam, gdzie można dopłynąć. Wraz z Aleksandrem Kaszowskim opłynął jako pierwsza polska załoga złowieszczy przylądek Horn.Był inicjatorem powszechnej zbiórki na następcę Białej Fregaty - Dar Młodzieży. Doprowadził do tego, że jeden ze statków handlowych PMH nosiło nazwę miast z regionu.
Red. Zbigniew Urbanyi zmarł 6 listopada 2004 roku. Spoczął w rodzinnym grobowcu przy ul. Artyleryjskiej.

Bydgoszcz, ciepłe wrześniowe przedpołudnie. Po odbiór pilnej przesyłki muszę pojechać na Pocztę Główną. Wykupując bilet parkingowy przy ul. Stary Port, kątem oka dostrzegam grupę gimnazjalistów. "Zerwali się" pewnie ze szkoły - pierwsze co przychodzi mi do głowy. Młodzież okupująca wybrzeże nie przypomina jednak rozbrykanych wagarowiczów. Ich baczną uwagę zwraca biały napis na granatowej tabliczce: Bulwar im. Zbigniewa Urbanyiego.
Najbardziej dociekliwy zwraca się do kompanów: - Ktoś może mi powiedzieć, kto to był ten... Słychać, że chłopak ma wyraźny problem z prawidłową wymową nazwiska. - Urbanyi, dziennikarz Zbigniew Urbanyi! - nie mogę się powstrzymać, przecież mówią o moim zawodowym mistrzu i wychowawcy.
Bo takim był dla mnie Zbyszek. A dla młodych? Czy oni w ogóle wiedzą, co zrobił dla Bydgoszczy, dla rozwoju naszego sportu?

Czytaj: Zbigniew Urbanyi 1931 - 2004 - Społecznik i dziennikarz

"Torbyd" i... bracia Warwick

Ostatnie dni 1958 r. Redaktor Urbanyi, dziennikarz działu sportowego "Ilustrowanego Kuriera Polskiego" właśnie postawił kropkę pod ostatnim zdaniem artykułu o polskim hokeju. Konkluzja brzmiała tak: "Właśnie skończył się amatorsko-optymistyczny rozwój hokeja na lodzie. Łagodne zimy, przy jednoczesnym burzliwym rozwoju bazy sztucznie chłodzonych lodowisk w Europie sprawiły, iż również w Polsce zdano sobie sprawę, że bez budowy kolejnych takich obiektów nie rozwinie się hokej, ani łyżwiarstwo figurowe."

Powie ktoś: słowa, słowa... Ale to nie leżało w naturze Zbyszka. Nie zwykł strzępić języka po próżnicy. Jego artykuł był jak zaczyn; wkrótce zebrała się garstka entuzjastów i doprowadziła do utworzenia Społecznego Komitetu Budowy Sztucznego Lodowiska. Poza, oczywiście, Urbanyim i dwójką innych dziennikarzy sportowych - Zdzisławem Sosnowskim (kolega redakcyjny) i Mieczysławem Dachowskim (Polskie Radio) znaleźli się w nim. m.in. arch. Zbigniew Głowacki, Stanisław Nuszel, Roman Pęski (szef miejskiego sportu).

W rekordowym tempie 9 miesięcy (marzec - grudzień) powstało w kwadracie ulic: Moniuszki, Chopina, Jagiellońskiej i Ogińskiego bydgoskie lodowisko. Do jego mrożenia wykorzystano urządzenia chłodnicze pobliskich Zakładów Mięsnych.

- Oszołomienie mieszało się wówczas z wielką radością - wspomina pamiętny 19 grudnia 1959 r., dzień otwarcia lodowiska, uczestnik tego wydarzenia Jan Sylwestrzak, hokeista klubu Polonia. - Mrożenie tafli rozpoczęło się jeszcze dnia poprzedniego. Zbyszek chciał dopilnować każdego szczegółu. Nas, zawodników poprosił, abyśmy przyszli w nocy. Każdy miał założyć łyżwy i objechać taflę wzdłuż i wszerz, sprawdzając czy jest dobrze zamrożona i nie przebija spod niej beton. A Zbyszek na krok nie odstępował majstra Szulca, oddelegowanego z Zakładów Mięsnych do czuwania nad urządzeniami chłodniczymi. Rozgrzewali się herbatką z duchem...

W meczu otwarcia zmierzyły się zespoły Polonii i Górnika Katowice.
- Rywal nie był przypadkowy - kontynuuje pan Jan. - Redaktor dowiedział się, że w Katowicach przebywają znakomici hokeiści Kanady, słynni bracia Dick, Bill i Grant Warwick - mistrzowie świata z 1955 r. Pojechał więc na Śląsk i sobie tylko znanym sposobem namówił ich do przyjazdu do Bydgoszczy. Informacja, że Warwickowie zagrają na inaugurację zelektryzowała bydgoszczan! Na prowizorycznej trybunie usypanej z ziemi, grę podziwiało, brnąc po kostki w glinie, blisko tysiąc kibiców. I choć przegraliśmy 3:9, to o tym wydarzeniu i roli w nim Zbyszka rozprawiało się jeszcze przez lata.
Lodowisko w Bydgoszczy było czwartym tego typu obiektem w kraju. W wyniku akcji dziennikarskiej zainicjowanej przez dział sportowy IKP bydgoszczanie zdecydowali nazwać je "Torbyd". Dziś nie ma już nie tylko tej gazety, ale i tamtego lodowiska...
Życie na torze
W zainteresowaniach poszczególnymi dyscyplinami Zbigniew Urbanyi szedł często pod prąd. Może dlatego nie pociągała go specjalnie piłka nożna. Uważał, że... żużel nie ustępuje jej za grosz popularnością. Bo w żużel bawić się nie można! To bardzo męski, niebezpieczny sport, gwarantujący kibicom potężną dawkę adrenaliny - podkreślał publicysta sportowy.

Gdy w 1957 r. w Wiedniu podczas żużlowego meczu Austria - Polska ginie tragicznie Zbigniew Raniszewski związany z klubami w Toruniu i Bydgoszczy, redaktor pisze komentarz, w którym proponuje organizację, jeszcze w tym samym roku, indywidualnego turnieju - memoriału imienia zmarłego żużlowca. Reakcja jest natychmiastowa; działacze sekcji żużlowej Polonii otrzymują zezwolenie z Polskiego Związku Motorowego na przygotowanie zawodów.
Memoriał miał dziesięć edycji, zawsze w doborowej obsadzie. Na torze przy ul. Sportowej w Bydgoszczy ścigali się bowiem m.in. szwedzcy mistrzowie świata: Owe Fundin i Bjoern Knutsson, gwiazdy radzieckiego spedweya - Igor Plechanow, Borys Samorodow i śmietanka krajowych zawodników.
- W latach 60. Zbyszek stał się także wielkim promotorem... lodożużla - opowiada Andrzej Koselski, były zawodnik, później szkoleniowiec bydgoskiej Polonii. - Na tor wylewaliśmy wodę, mistrz-mechanik Paweł Łabicki dostosowywał motocykle (teleskopy, zawieszenia, kolce do opon) i klubowi jeźdzcy: Friedek, Kupczyński, Połukard, bracia Świtałowie ścigali się w najlepsze.

- Ze Zbyszkiem trudno było się nudzić - kontynuuje Koselski. - Był prawdziwym gejzerem pomysłów. Pod koniec 1980 r zaprosił mnie do domu na kawę. Piję i własnym uszom nie wierzę:
- Co byś powiedział, gdyby tak zorganizować u nas turniej otwierający żużlowy sezon? Taki na wzór Pucharu Ligi Brytyjskiej...
- Byłem sceptyczny. Okazało się tymczasem, że Zbyszek jeszcze w tym samym tygodniu wsiadł w pociąg do Warszawy i przekonał ludzi z PZMot. na tyle, że tydzień przed początkiem sezonu'81 na stadionie Polonii odbył się pierwszy turniej pn. "Kryterium Asów Polskich Ligi Żużlowych". Zawody zgromadziły najlepszych krajowych zawodników z klubów I i II ligi. Gdyby Zbyszek był dziś z nami, to bydgoski żużel nie znajdowałby się w tak kiepskiej kondycji - nie ma wątpliwości Koselski.
Marynista z suchego lądu
Żywiołem, dosłownie i w przenośni, była też dla dziennikarza IKP i " Gazety Pomorskiej" woda. Najchętniej pisał zatem o wioślarstwie i żeglarstwie. Był też wytrawnym znawcą problematyki związanej z morzem.

- Wzięło się to z młodzieńczej fascynacji wodą - tłumaczy córka dr Ilona Urbanyi. - Jeszcze przed maturą ojciec pogrążył się w marzeniach o studiach w szkole morskiej. Na przeszkodzie stanęły... fizyka i matematyka.

Z wioślarstwem był Zbyszek za pan brat od początku pracy dziennikarskiej, choć jak kiedyś się przyznał, nigdy nie wsiadł do profesjonalnej łodzi. W 1957 r stworzył, jeszcze w barwach IKP wraz z kolegami z "Pomorskiej", dwie ósemki prasowe, które ścigały się na Brdzie. Jednym z wioślarzy z zaciągu prasowego był olimpijczyk (Tokio 1964 r) Ryszard Lubicki.
Ale przez większość zawodowego życia jego niespełnionym marzeniem było zorganizowanie na Brdzie regat na wzór rywalizacji uczelnianych ósemek Cambridge - Oxford na Tamizie.

- To było w maju 1992 r - wspomina Zygfryd Żurawski, prezes RTW Bydgostia. - Spotkaliśmy się w kawiarni przy ul. Gdańskiej. W długiej rozmowie Zbyszek przedstawił mi gotowy pomysł imprezy o nazwie "Wielka Wioślarska o Puchar Brdy". Na dystansie 8,5 km miały między sobą rywalizować ósemki mistrza Polski, seniorów jak i juniorów, z reprezentacją Bydgoszczy. Gdyby zaś mistrz pochodził z jednego z bydgoskich klubów, rywalizowałby z reprezentacją PZTW. Zbyszkowi przyświecała jeszcze jedna idea: takie regaty miały być swoistym prezentem dla miasta, które tyle dla polskiego wioślarstwa uczyniło przez minione 72 lata.

Pomysł, jak przypomina prezes Żurawski, przez wielu uznany został za utopijny. Zatwardziali oponenci argumentowali, że Brda może być zagrożeniem dla wioślarzy; jest wąska i pełna niespodziewanych pułapek. Dla Zbyszka to nie było żadną przeszkodą; entuzjazmem zaraził natychmiast do tego pomysłu nie tylko włodarzy Bydgoszczy, a także - sceptyczne zrazu - kierownictwo Polskiego Związku Towarzystw Wioślarskich. I wystarczyła wizyta "związkowej wierchuszki" podczas pierwszych wrześniowych zawodów, by regaty znalazły stałe miejsce w kalendarzu sportowym PZTW.
- Redaktor Urbanyi miał jakąś moc przemieniania "w złoto" wszystkiego, co sam wymyślił, ale też gdy wspierał pomysły innych - zauważa Żurawski. - Był jak Midas! - nie boi się wielkich słów. I trudno o lepszą puentę dla wspomnień o Zbyszku.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska