Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"U Lachowicza" - zakład ortopedyczny przy ul. Królowej Jadwigi

Jolanta Zielazna, [email protected]
Egzamin mistrzowski ortopedystów w 1940 r., Warszawa. Władysław Lachowicz siedzi piąty od lewej, jego syn Zbigniew - czwarty od prawej.
Egzamin mistrzowski ortopedystów w 1940 r., Warszawa. Władysław Lachowicz siedzi piąty od lewej, jego syn Zbigniew - czwarty od prawej. Fot. archiwum rodzinne
W oknie kamienicy przy moście Królowej Jadwigi stoi biała figurka mężczyzny. Wrosła już w to miejsce. Jest znakiem rozpoznawczym zakładu ortopedycznego.

Spadkobierczyni tradycji

Dobrze znana przechodniom i klientom figurka jest w zakładzie "od zawsze"
Dobrze znana przechodniom i klientom figurka jest w zakładzie "od zawsze" Fot. autorka

Dobrze znana przechodniom i klientom figurka jest w zakładzie "od zawsze"
(fot. Fot. autorka)

Ulica Królowej Jadwigi 21 - okazała kamienica tuż przy moście Królowej Jadwigi.

W zakładzie ortopedycznym nie ma już Zbigniewa Lachowicza, ani ojca, ani syna - obaj mieli to samo imię. Firmę po ich śmierci przejęła Teresa Studniarz. Przed wielu laty, u Zbigniewa-seniora uczyła się fachu. Choć nie jest z "klanu" Lachowiczów - kontynuuje tradycje.

- Lubię ten zawód - mówi dziś. - Przez państwa Lachowiczów trochę jak członek rodziny byłam traktowana. Został sentyment do firmy.

Prusy - Bydgoszcz- Gdynia

Jadwiga Lachowicz przy fortepianie męża. Muzyka była jego pasją.
Jadwiga Lachowicz przy fortepianie męża. Muzyka była jego pasją. Fot. autorka

Jadwiga Lachowicz przy fortepianie męża. Muzyka była jego pasją.
(fot. Fot. autorka)

Zbigniew Lachowicz (senior), warszawiak z urodzenia, nigdy pewnie by nie przyjechał do Bydgoszczy, gdyby w pamiętne lato 1939 roku na plaży w Jastarni nie poznał młodziutkiej Jadwigi Berendt. Mieszkała z rodzicami w Gdyni, ale pochodziła z Bydgoszczy.

Jej rodzice (Józef i Joanna) pochodzili z Prus Wschodnich. Tam mieli majątek. - Mama była wielką patriotką - wspomina Jadwiga Lachowicz. - Jak nastała Polska, koniecznie chciała do Polski. Rodzice sprzedali majątek, kupili w Bydgoszczy kamienice.
Sprowadzili się nad Brdę na początku lat 20, zamieszkali właśnie przy Królowej Jadwigi 21.

Jadwiga urodziła się jeszcze w majątku, do Bydgoszczy przejechała jako malutkie dziecko. Później zaczęła naukę w znanej w Bydgoszczy szkole u Rolbieskiej.

Ojciec okazał się człowiekiem czynu. Gdy zapadła decyzja o budowie Gdyni - uznał, że to będzie dobre miejsce dla przedsiębiorczych. Wystarał się o zarządzanie dworcem PKP, odpowiadał za niego.
Interes nie szedł źle. W 1937 roku do Gdyni sprowadziła się cała rodzina, ale mieszkanie w Bydgoszczy sobie zostawiali.

Firmy w Warszawie i Łodzi

Rodzina Lachowiczów w nieistniejącym już klubie wojskowym przy GdańskiejxArtyleryjskiej. Od lewej: Zbigniew-senior, Jadwiga, Zbyszek-Biba i jego żona
Rodzina Lachowiczów w nieistniejącym już klubie wojskowym przy GdańskiejxArtyleryjskiej. Od lewej: Zbigniew-senior, Jadwiga, Zbyszek-Biba i jego żona Jadwiga Fot. archiwum rodzinne

Rodzina Lachowiczów w nieistniejącym już klubie wojskowym przy GdańskiejxArtyleryjskiej. Od lewej: Zbigniew-senior, Jadwiga, Zbyszek-Biba i jego żona Jadwiga
(fot. Fot. archiwum rodzinne)

Gdy Jadwiga Berendtówna na plaży w Jastarni spotkała warszawiaka Zbyszka Lachowicza, ten był wtedy studentem medycyny. Po trzecim roku.

W stolicy mieszkała już starsza, zamężna siostra Jadwigi. Po wybuchu wojny, Zbyszek brał udział w obronie Warszawy. Młodzi pobrali się w 1940 roku. - Nie miałam ślubnej sukienki, o jakiej zawsze marzyłam. Nie mam ślubnego zdjęcia - mówi pani Jadwiga.

Rodzina Berendtów sprowadziła się z Gdyni do Warszawy, do Generalnej Guberni. W 1941 urodził się Zbigniew-junior.

Teść Jadwigi, Władysław Lachowicz, prowadził w stolicy znany zakład ortopedyczny przy Marszałkowskiej. W rodzinie zachowało się stare zdjęcie z gazety. Widać na nim reklamę zakładu - w oknie na piętrze tkwi... duża biała noga.

Ortopedyczne pomoce, aparaty, protezy to była rodzinna tradycja Lachowiczów. Zakład prowadził nie tylko Władysław w Warszawie. W Łodzi przy ul. Zielonej 6, tym samym zajmował się drugi jego syn (brat Zgigniewa), który dostał imię po ojcu.
To nie były czasy, gdy medycyna mogła poprawić wiele wad, więcej osób potrzebowało aparatów, protez, wkładek. Nie było produkcji pomocy ortopedycznych na skalę przemysłową. Ortopedyści mieli wtedy dużo pracy.

Nie rozstawała się z synem

Wizytówka przedwojennej firmy Władysława Lachowicza
Wizytówka przedwojennej firmy Władysława Lachowicza

Wizytówka przedwojennej firmy Władysława Lachowicza

Kiedy wybuchła wojna, nie było mowy o kontynuowaniu medycznych studiów, a trzeba było utrzymać rodzinę. Zbigniew zaczął się uczyć fachu u ojca.

Zdał egzamin mistrzowski w Instytucie Naukowym Rzemieślniczym, otworzył własny zakład ortopedyczny na roku Marszałkowskiej i Alei Jerozolimskich. - W Generalnej Guberni Polacy mogli prowadzić własne firmy - wspomina pani Jadwiga. - Nawet Niemcy zamawiali u nas protezy, aparaty.

W Warszawie pani Jadwiga z rodziną przeżyła wojnę, powstanie. Podczas jednego z bombardowań ich kamienica straciła dwa piętra. Oni szczęśliwie przeżyli. Jadwiga wspomina, że wszędzie, gdzie tylko się ruszyła, brała z sobą syna. - Nie rozstawałam się z nim. Bałam się, że w czasie bombardowania nagle jeden pokój może zniknąć: albo ten gdzie będzie on, albo ten, gdzie będę ja - wspomina dziś.

W czasie powstania jej mąż był zastępca komendanta powstańczego szpitala. - Pod nami mieszkał doktor Choróbski. On ten szpital zorganizował. Mąż miał podstawy wiedzy, bo zaczął studiować medycynę. Teść natomiast był komendantem placówki powstańczej.

Na internetowej stronie Muzeum Powstania Warszawskiego, w wśród powstańczych biogramów, znalazłam Władysława Lachowicza. Podporucznik, pseudonim Konrad, oddział: Kiliński.

Władysławowi Lachowiczowi udało się uniknąć obozu, z amerykańskim wojskiem trafił do Luksemburga. Tam zmarł.

Powrót nad Brdę

Biała noga w oknie na pierwszym piętrze nad wejściem do kamienicy w Warszawie, to reklama firmy Lachowicz
Biała noga w oknie na pierwszym piętrze nad wejściem do kamienicy w Warszawie, to reklama firmy Lachowicz Fot. archiwum rodzinne

Biała noga w oknie na pierwszym piętrze nad wejściem do kamienicy w Warszawie, to reklama firmy Lachowicz
(fot. Fot. archiwum rodzinne)

Reszta rodziny trafiła do obozu w Pruszkowie. Stamtąd wyciągnął ich przyjaciel brata Jadwigi, zabrał do Żyrardowa. - Warszawa była tak strasznie zrujnowana - pamięta Jadwiga. - Nawet jak już Niemcy wyszli trzeba było mieć prawo wjazdu do miasta.

Rodzice Jadwigi zdecydowali wtedy, że wrócą do Bydgoszczy. Mieli tam przecież dom. - Najpierw mąż z ojcem tu jakoś węglarką jeszcze w styczniu dojechali. Sprawdzili, że kamienica stoi - wspomina Jadwiga.
Dostali zaświadczenie, że ze zbombardowanej Warszawy wrócili do swojego mieszkania.

Ich kamienicę przy Królowej Jadwigi niemieckie władze sprzedały niemieckiemu bankowi dla jego urzędników. Gdy wrócili prawowici właściciele, zastali wszystko w jak najlepszym porządku.

Zaczynał przy Al. 1 Maja

Zbigniew Lachowicz z synem Zbyszkiem-Bibą
Zbigniew Lachowicz z synem Zbyszkiem-Bibą Fot. archiwum rodzinne

Zbigniew Lachowicz z synem Zbyszkiem-Bibą
(fot. Fot. archiwum rodzinne)

Po zakończeniu wojny ranni, poszkodowani wymagali protez rąk, nóg, rozmaitych aparatów i pomocy ortopedycznych - fach Zbigniewa Lachowicza był na wagę złota.

Władze bardzo szybko pozwoliły mu otworzyć zakład przy Al. 1 Maja. Tam, gdzie przed wojną Wilke miał wytwórnię narzędzi chirurgicznych. To to samo podwórze, gdzie dziś mieści się "Sanitas".
- Mąż zatrudniał około 30 osób - wspomina pani Jadwiga. Potrzebni byli ludzie, którzy mieli wiedzę ortopedyczną, ale jedni musieli mieć umiejętności kowala, bo niektóre części trzeba było zwyczajnie wykuć, potrzebny był tokarz, krawcowa. Protezy wykonywało się wtedy z drewna, szyło gorsety, pasy przepuklinowe, robiło rozmaite aparaty. Zapotrzebowanie było ogromne.

- Jak Rosjanie wyjeżdżali z Bydgoszczy proponowali mężowi, żeby z nimi jechał. My ci damy dobrą pracę, obiecywali - pamięta pani Jadwiga.

Teresa Studniarz kontynuuje tradycje zakładu ortopedycznego Lachowiczów
Teresa Studniarz kontynuuje tradycje zakładu ortopedycznego Lachowiczów Fot. autorka

Teresa Studniarz kontynuuje tradycje zakładu ortopedycznego Lachowiczów
(fot. Fot. autorka)

Później jednak władze doszły do wniosku, że z prywatnym zakładem, zatrudniającym 30 osób, w dodatku przy głównej ulicy miasta, coś trzeba zrobić. Pracownicy nie potrzebują prywatnego właściciela, mogą utworzyć spółdzielnię, a prywatnemu trzeba wymierzyć domiar - uznały władze. Wyrzuciły też Lachowicza z Al. 1 Maja.

Otworzył zakład na roku Łokietka i Królowej Jadwigi. Pomieszczenia były już mniejsze, zatrudniał mniej osób, ale ciągle miał co robić. Szkolił też uczniów, m.in. swego syna, także Zbyszka. W rodzinie zwano go Bibą.

Tam też, w 1966 roku, na naukę zawodu mama przyprowadziła Teresę i jej siostrę. Lachowicz wybrał Tereskę. Bo uśmiechnięta była.

W 1987 roku zmarł Lachowicz - senior. Firmę przejął jego syn. Zamówień było stopniowo mniej, medycyna mogła coraz więcej, przemysł proponował coraz doskonalsze protezy. Kilka lat później Zbigniew-Biba przeniósł zakład w miejsce, gdzie istnieje do dziś - małego pomieszczenia przy moście Królowej Jadwigi. Tylko biały posążek mężczyzny towarzyszy im "od zawsze".
Skąd się wziął? Tego pani Jadwiga już nie pamięta. Po śmierci męża i syna jest jedyną osobą, która zna dzieje firmy, od warszawskich korzeni poczynając.

Panie Lachowicz, tu trzeba pomóc

Muzyka była pasją Zbigniewa-seniora. Na płycie nagrobnej wykute są nuty skomponowanej przez niego melodii.
Muzyka była pasją Zbigniewa-seniora. Na płycie nagrobnej wykute są nuty skomponowanej przez niego melodii. Fot. autorka

Muzyka była pasją Zbigniewa-seniora. Na płycie nagrobnej wykute są nuty skomponowanej przez niego melodii.
(fot. Fot. autorka)

Zbigniew-Biba zmarł nagle w 2002 r. Jego matka zastanawiała się wtedy, co dalej z firmą?
Niespodziewanie zgłosiła się do niej Teresa Studniarz. Ta sama Tereska, która blisko 40 lat wcześniej przyszła uczyć się zawodu. Odeszła z zakładu w latach 80., gdy urodziła dziecko.
- Żal mi było, żeby zakład z takimi tradycjami nagle zamknąć - opowiada. Mogłaby spokojnie być na emeryturze, ale sentyment przeważył. Wspomina, jak z szefem rozumiała się w lot, bez słów. Ciągnie mnie do tej przy. Czasami nad jakąś pracą się zastanawiam, jakie będzie najlepsze rozwiązanie i mysle: Panie Lachowicz, tu coś trzeba pomóc. I świta mi, jak to zrobić.

Firma coraz mniej już oferuje ortopedycznych pomocy i aparatów. Medycyna i przemysł ją wyręczają. Ale ciągle potrzebne są ortopedyczne wkładki do butów, wkładki na ha luksy, niektórzy przychodzą po pasy na przepuklinę.
Po Tersie Studniarz nikt już zakładu nie przejmie. Nikogo nie przyucza, bo nie ma chętnych i zawód wymarł.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska