W Cekcynie sobie radzą z przyjęciem do szkoły uczniów z Ukrainy. Jak mówi dyrektor, dzięki pospolitemu ruszeniu i wsparciu samorządu. Pytanie, co będzie - jeśli nowych uczniów będzie jeszcze więcej.
Piotr Gackowski, dyrektor Szkoły Podstawowej w Cekcynie, sądzi, że w mniejszych gminach jest łatwiej z zapewnieniem nauki dzieciom uchodźców niż w dużych miejscowościach. Da się wiele sprawnie zorganizować, oczywiście dzięki wsparciu darczyńców.
W Cekcynie dotąd uczyło się trzech uczniów z Ukrainy, od jutra w szkole będzie ich dziesięcioro. To dzieci od pierwszej do siódmej klasy. Uznano, że nie ma sensu organizować dla nich klasy przygotowawczej. Przy tak dużej rozpiętości wiekowej byłoby to irracjonalne.
Część dzieci posługuje się też dodatkowymi językami - angielskim, ale i polskim. Niektóre z nich mają korzenie polonijne. Część uczęszczała nawet do sobotnich szkół polskich. Uchodźcy przyjechali np. z okolic Drohobycza w obwodzie lwowskim.
- Mamy zorganizowaną dla wszystkich wyprawkę: plecaczki, podręczniki i materiały - mówi dyrektor. - To było możliwe dzięki wolontariatowi i pospolitemu ruszeniu. Nauczyciele ogłosili zbiórkę, zebrano powyżej 2 tys. zł na potrzeby nowych uczniów.
W akcję zaangażowały się też rodziny przedszkolaków. Plecaki ufundował Bank Spółdzielczy w Cekcynie. Dzieci będą miały dodatkowo dwie godziny dziennie lekcji na naukę języka polskiego z dwujęzycznym nauczycielem. Każde dostanie laptop!
W Cekcynie cieszą się, że mają u siebie panią, która 20-lat temu sprowadziła się z Ukrainy. Można skorzystać z jej umiejętności językowych - jest po studiach pedagogicznych, więc jest dużą pomocą dla samorządu w nowej sytuacji.
Jutro w SP w Cekcynie będą mieć więc generalny sprawdzian. Jak będzie? Oby bez większych komplikacji. Owszem, dyrektor spotkał się z matkami i dziećmi w poniedziałek. Wiele kwestii omówiono, ale w tak nagłych okolicznościach codzienność ujawni, jakie są potrzeby dzieci.
