Gościem wieczoru był multiinstrumentalista Valeriy Filipov, który zagrał nie tylko na gitarze, fletni Pana i harmonijce ustnej, ale też na ...pile. Na dodatek zaśpiewał, nie tylko ukraińskie, rosyjskie i białoruskie dumki, ale też światowe przeboje. Część - z towarzyszeniem słuchaczy, którzy, jak się okazuje, jeszcze co nieco pamiętali z zajęć na języku rosyjskim.
Było i rozrywkowo, i edukacyjnie, bo np. o graniu na pile można się było dowiedzieć, że to instrument nie dla każdego, mimo że kupowany w Castoramie...Na świecie tylko nieliczni potrafią wydobyć z niej śpiewny charakterystyczny ton, ale jeśli piła trafi na mistrza, to brzmi naprawdę cudnie i można na niej zagrać nie tylko do kotleta, ale jakby się było w filharmonii.
- Nasi teraz na Majdanie protestują przeciwko reżimowi Janukowycza, więc i dla nich zaśpiewam coś ze specjalną dedykacją - mówił Filipov, a odpowiedzią były brawa.
Koncert był urozmaicony, bo raz było coś na smutno, a raz na wesoło, raz instrumentalnie, a raz wokalnie. Nic dziwnego, że nikomu za bardzo nie chciało się opuszczać "Sukiennic", a wieczór trwał i trwał.
Właściciel restauracji Thuy Tran Dinh, powszechnie zwany panem Jankiem, zdradził nam, że marzą mu się kolejne muzyczne wieczory. - Już 22 marca zaprosimy na koncert Julii Vikman, która była tu kilkakrotnie bardzo serdecznie przyjęta - mówi. - A może w przyszłości zrobimy wieczór hiszpański?
Niewykluczone, że po drodze będzie także bawarski, bo Zyta Szuca, prawa ręka szefa odebrała taką sugestię od gości. Nie od rzeczy jest formuła, która łączy występ z jadłem kraju, którego artysta produkuje się na scenie. Skoro wieczór był ukraiński, nie mogło zabraknąć barszczu, kartaczy i przekąski ukraińskiej.
Czytaj e-wydanie »