Spis treści
Według danych IOTC – międzynarodowej organizacji zajmującej się zarządzaniem rybołówstwem, europejskie kutry, w tym przede wszystkim francuskie i hiszpańskie, nie tylko poławiają znaczne ilości tuńczyka, ale też robią to, używając urządzeń wabiących ryby. Według organizacji urządzenia te mogą odpowiadać za zanieczyszczenie plastikiem.
Na Oceanie Indyjskim także powstaje wysypisko śmieci
IOTC domaga się wprowadzenia cyklicznego 72-dniowego moratorium na połów tuńczyka oraz ograniczenia używania urządzeń mogących pozostawiać po sobie plastikowe śmieci. Warto przypomnieć, że jeszcze przed pandemią, kiedy większość badań ograniczono, naukowcy naliczyli 414 mln odpadów zaśmiecających plaże Wysp Kokosowych, australijskiego terytorium na Oceanie Indyjskim. Tym samym plamy śmierci na Oceanie Indyjskim dołączyło do największych wysypisk na naszej planecie.
Walka o tuńczyka, którego jest coraz mniej
Część państw członkowskich zrzeszonych w IOTC, domagając się wprowadzenia okresu ochronnego dla odłowu tuńczyka i ograniczenia w używaniu w połowach niektórych technologii ma na celu regenerację tego gatunku. Sprawa jest poważna, bo tuńczyk żółtopłetwy został uznany za przełowiony już w 2015 r. Od tego czasu część państw IOTC próbuje przeforsować swoje postulaty mające służyć uratowaniu tego gatunku. Na razie bezskutecznie, ponieważ Unia Europejska jest w stanie budować silne koalicje blokujące zakazy. Unijni negocjatorzy odrzucają też ekologiczne argumenty i żądają twardych dowodów, że wprowadzenie postulowanych ograniczeń pomoże zregenerować gatunek.
Unijna pomoc dla byłych kolonii to mocny argument
Brukselscy urzędnicy, w trosce o rozwój dawnych terytoriów zależnych czołowych państw UE, przekazują im znaczne środki, również w ramach „umów o partnerstwie w sprawie zrównoważonych połowów”. Tak się składa, że lwia ich część trafia także do państw, które są członkami IOTC. Jak donosi portal „Politico”, UE ma obecnie dwie umowy w sprawie połowów z krajami członkowskimi IOTC: jedną o wartości 5,3 mln euro z Seszelami, i drugą z Madagaskarem wartą 7 mln euro. Z kolei w ramach partnerstwa tzw. niebieskiej gospodarki – umowy zawartej z rządem Kenii, do tego kraju trafia 24 mln euro. Subsydia otrzymuje też Tanzania, na łączną kwotę 166 mln euro.
Bruksela walczy o interesy dużych państw
Taką strategią Brukseli nie jest zaskoczony Juliusz Bolek, przewodniczący Rady Dyrektorów Instytutu Biznesu – organizacji, której leży na sercu powrót polskich kutrów na Bałtyk.
– UE stosuje różne narzędzia do osiągnięcia swoich celów – raz klimatycznych, gdy leży to w jej interesie, innym razem merkantylnych, gdy wymagają tego interesy głównych graczy w Europie – twierdzi finansista. – Zamiast oburzać się na hipokryzję Brukseli, warto wykorzystać podwójne standardy urzędników i ponownie wrócić do rozmów na temat zakazu odłowu polskiego dorsza – sugeruje Bolek.
Dorsz jest ważniejszy od tuńczyka
Temat dorsza, którego nie wolno łowić na Bałtyku od 2019 r., wraca niemal co roku przed wakacjami, kiedy wielu turystów zjeżdża nad polskie morze, również z nadzieją, że w miejscowej tawernie będzie można zamówić świeżą, polską rybę. Ze względu na unijne ograniczenia jest to jednak bardzo trudne, ponieważ Komisja Europejska podtrzymuje zakaz połowu dorsza celem regeneracji tego gatunku. Na stół może trafić jedynie ryba przypadkowo złowiona, na przykład podczas odłowu flądry, makreli czy śledzia. Tym samym w Helu czy Łebie łatwiej w wakacje o tuńczyka z Oceanu Indyjskiego niż o polskiego dorsza.
Polscy negocjatorzy dostają argument na tacy
W kwietniu zebrała się sejmowa Komisja Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej. Celem spotkania było rozwiązanie problemu polskiego rybołówstwa przybrzeżnego, przy jednoczesnym zachowaniu rozwiązań korzystnych dla środowiska naturalnego.
Na razie polscy rybacy muszą zadowolić się rekompensatami. Łącznie w ostatnich latach trafiło do nich 270 mln zł. Być może argumenty, które padają w dyskusji, którą prowadzą państwa IOTC w sprawie tuńczyka okażą się użyteczne i albo państwo polskie otrzyma wyższe rekompensaty za ograniczenie korzystania z własnych łowisk albo do Brukseli trafią te same argumenty, których używają unijni negocjatorzy sprzeciwiający się ograniczeniom połowu tuńczyka.
