- Po głosie poznałem, że coś jest nie tak. Dlatego poprosiłem ją, aby mi wyjaśniła, co się stało. Czasami warto dopytać o co chodzi. To przecież może komuś uratować życie - wyjaśnia st. sekc. Piotr Witkowski, dyżurny operacyjny powiatu z komendy PSP w Wąbrzeźnie.
Sytuacja była bardzo poważna. 33-letni mężczyzna nie dawał oznak życia. Telefonowała jego sąsiadka, bo osoby, które znajdowały się z nim w mieszkaniu zupełnie nie wiedziały, co robić. Wąbrzeźnianin nie oddychał i nie miał wyczuwalnego tętna. Potrzebna była pomoc.
Reakcja strażaka była natychmiastowa. Przez telefon udzielił on informacji, jak należy restuscytować poszkodowanego w systemie 30:2. W tym czasie inny strażak łączył się z pogotowiem z drugiego telefonu. Wezwał pomoc. Cała rozmowa kobiety z dyżurnym trwała prawie sześć minut. Mężczyzna udzielał wskazówek do przyjazdu karetki pogotowia. - Najważniejsze, że pod koniec rozmowy u chorego pojawił się słaby oddech i wyczuwalne tętno - dodaje st. sekcyjny Witkowski.
Piotr Witkowski jako dyżurny PSP w Wąbrzeźnie pracuje od listopada ub. r. Przedtem pracowal na "pierwszej linii" strażackiego frontu.
Czy czuje się bohaterem? - Nie, absolutnie nie. To jest nasza praca i staramy się ją wykonywać jak najlepiej. Jesteśmy przygotowani do udzielania pomocy w każdej sytuacji - wyjaśnia Piotr Witkowski.
33-letni wąbrzeźnianin karetką został przewieziony do szpitala w Grudziądzu. Trafił na oddział kardiologiczny. Został wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej. Lekarze jego stan określają jako ciężki.
Więcej na temat pracy ratowników w środowej "Gazecie Pomorskiej". Możesz tez kupić e-wydanie
Czytaj e-wydanie »