- Naprawiałem samochód i znad Wdy usłyszałem dziwne, bardzo niewyraźne jęki i krzyki. Kiedy tam pobiegłem, usłyszałem już wyraźne wołanie o pomoc. Wtedy powiedziałem do swojej dziewczyny, aby pobiegła po pana Wojtka Szymańskiego, a ja wziąłem linkę holowniczą i pobiegłem nad rzekę – wspomina Mateusz Wyka.
W lodowatej Wdzie topiła się 73-letnia kobieta i jej mąż. Według informacji, które przekazały służby, załamał się pod nimi lód. - W wodzie był też pies. Możliwe, że chcieli go ratować – mówi Wojciech Szymański. - Kiedy przybiegłem nad rzekę, przy brzegu leżało to – dodaje i pokazuje starą, trójzębną motykę.
- Podałem jej koniec temu panu, ale nie miał sił żeby się złapać. Wtedy Mateusz przyniósł drabinę. Położyliśmy ją na lód i wszedłem po niej, ale też była za krótka – mówi Wojciech Szymański. Mężczyźni rozstawili jeszcze dłuższą drabinę. Ale tonąca para nie miała sił by się jej chwycić. - Ta kobieta aż krzyczała z bólu – wspomina Mateusz Wyka. - Kiedy byłem na drabinie, lód zaczął pękać. Wpadłem do wody aż po klatkę piersiową.
Ostatecznie jednak udało się wyciągnąć tą panią, ale zauważyliśmy, ze nurt zaczyna zabierać jej męża. W ostatniej chwili go złapałem i wyciągnąłem – dodaje. Wojciech Szymański rzucił wówczas Mateuszowi linę. - Przewiązałem się nią i powoli wydostawałem na brzeg - mówi Mateusz Wyka. Wtedy z pomocą przybiegł Paweł Witkowski. - Pomagałem znajomemu naprawiać samochód. Wtedy zadzwoniła do mnie Ania, żona Wojtka i powiedziała, że ktoś topi się we Wdzie. Kiedy przybiegłem, to akurat chłopacy ratowali tego pana – wspomina Paweł Witkowski. - Ciężko go było wydostać, bo przeszkadzał lód, ale udało się. Z pomocą akurat przybyli policjanci – dodaje.
73-letnią kobietą zajęła się załoga ZRM. Jej męża przetransportowano do domku letniskowego przy Wdzie. Domek ten jest zresztą własnością 73-latków. - Ten pan pytał się co z jego żoną. Kiedy powiedziałem, że jest w dobrych rękach, widziałem, że trochę mu ulżyło – wspomina Wojciech Szymański.
Kobieta trafiła do szpitala w Świeciu. Jej mąż został przetransportowany do jednej z bydgoskich lecznic. - Wszedłem jeszcze po psa. Udało się go wydostać. Od razu pobiegł do ogródka i chwilę później był już zadowolony – dodaje Paweł Witkowski.
Według informacji, którymi dysponowały służby akcję ratunkową przeprowadziło po cywilnemu troje strażaków ochotników z OSP Przechowo. Okazuje się jednak, że Mateusz Wyka druhem nie jest. - Jeszcze nie jest – wtrąca z uśmiechem na ustach Paweł Witkowski. - Zobaczymy jak będzie. Jeszcze na sto procent decyzji nie podjąłem – odpowiada Mateusz Wyka.
Mężczyźni bohaterami się nie czują. - Każdy na naszym miejscu zrobiłby to samo – mówi Wojciech Szymański. - Zrobiliśmy to, do czego po prostu byliśmy szkoleni – wtrąca z kolei Paweł Witkowski.
