A to wszystko na oczach rodziców. Radość z sukcesu zmącił smutek Susanne (młodsza siostra Marii), która po pierwszym przejeździe była czwarta, ale drugiego nie ukończyła. Niemka po przekroczeniu mety padła na śnieg i okrzykami radości celebrowała zwycięstwo. - To najpiękniejszy dzień w moim życiu. Strasznie się cieszę z tego sukcesu. Z drugiej strony strasznie mi przykro, że Susanne nie osiągnęła celu, jakim było miejsce na podium. Czuję się dziwnie i cierpię razem z nią - powiedziała Maria Riesch (pochodzi z Garmisch-Partenkirchen, gdzie za rok odbędą się MŚ).
Jak przyznała, przygotowując się do finałowego przejazdu nie miała informacji, jak poszło siostrze. - Nie miałam pojęcia, że wypadła z trasy. Nikt mi nic nie powiedział, zresztą byłam maksymalnie skupiona na przygotowaniach do swojego startu - wyjaśniła. Występy sióstr Riesch obserwowali ich rodzice - mama Monika i ojciec Sigi, u których radość również mieszała się z żalem. - Wahania nastrojów były niesamowite. Po pierwszym przejeździe zadowolenie, że obie córki pojechały wspaniale. Później dramat Susi, która nie dojechała do mety, a na koniec duma z sukcesu Marii - przyznała matka niemieckich alpejek. - Ten dzień kosztował moje córki wiele nerwów. Napięcie było niesamowite. Wieczorem musimy się wybrać na piwo, by trochę odreagować - powiedział papa Riesch.