- Podobno jeszcze w tym roku mają zwalniać ludzi - twierdzi jeden z pracowników Bydgoskich Zakładów Elektromechanicznych Belma.
A inny dodaje: - Ktoś puścił plotkę, że załoga trafi na bruk. Podobno ma być to spowodowane spadkiem zamówień. Dziwne. Przecież ludzie mają co robić. Pracują.
Czytaj też: Koniec bydgoskiego lotnictwa wojskowego?
- Bzdury - denerwuje się Stanisław Daszyński, wiceprzewodniczący związku zawodowego „Metalowcy” w Belmie.
Wyjaśnia: - Jak pierwszy raz usłyszałem te plotki, zdziwiłem się. Bo jak to możliwe, żeby pracownicy wiedzieli o zwolnieniach, a związkowcy nie? Osobiście udałem się do kadr i prezesa. Uspokoili mnie, że nie planują redukować zatrudnienia.
Emocje studzi też Andrzej Rzepczyński, zastępca przewodniczącego związku „Solidarność” w bydgoskim zakładzie.
- Nie ma zwolnień. Nikt z szefostwa firmy z nami na ten temat nie rozmawiał - stwierdza stanowczo Rzepczyński.
Czytaj też: Szykuje się strajk ostrzegawczy w zbrojeniówkach?
A co mówi samo kierownictwo zakładu?
- Nie myślimy o zwalnianiu ludzi, tylko o zdobyciu zamówień na 2011 rok - zapewnia Edmund Mowiński, szef Biura Organizacji Spółki Belma.
Dodaje: - Zazwyczaj o tej porze roku nie wiemy, co będziemy robić w następnym. Tym razem niepewność powiększa fakt, że właśnie kończą nam się kilkuletnie kontrakty. Ale to nie jest powód do paniki! Walczymy o zamówienia. Na razie nic nie jest przesądzone i ludzie nie powinni martwić się o pracę.
- Firma miała już gorsze lata i udawało jej się przetrwać. To teraz tym bardziej sobie poradzimy - przekonuje Stanisław Daszyński.
Bydgoska Belma produkuje wyroby dla górnictwa i wojska - między innymi miny, zapalniki i urządzenia przeciwwybuchowe. Zatrudnia około 230 osób.
Do sprawy wrócimy.
